Wołyń bez Żydów byłby jak stepańskie łąki bez Horynia – wydawało się, że będą na zawsze cząstką tej ziemi. On płynie, a Ich już nie ma.
Poprowadzeni na drugi jego brzeg zastygli w Dołach Śmierci. Zostały po Nich tylko wspomnienia.
W dzień targowy po sławnym miasteczku Stepaniu chodzili członkowie komitetu bożnicowego i prosili o jałmużnę dla swoich biednych współbraci. Odwiedzali wszystkie żydowskie sklepiki znajdujące się na rynku – jeden koło drugiego. Skrzypiące drewniane chodniki położone wzdłuż nich zwiastowały ruch w interesie. Często jednak panowała cisza, wtedy bezruch przygnębiał stojących przed nimi sklepikarzy. Nie było kogo prosić o wstąpienie do sklepu, nie było komu zaoferować nowego towaru, ani przypomnieć o starym długu.
Kiedy na rynku kończył się targ, pomiędzy furmanki wyruszało rodzeństwo Żydów. Imion ich nikt z hucian nie zapamiętał. Brat i siostra, byli samotni, biednie ubrani, mieszkali kątem przy siostrze Rucie, bezdzietnej wdowie. Zbierali z ziemi dla swojej kozy pozostałości po sianie, którego nie zjadły konie. Stara, jak i oni, koza była ich żywicielką i jedynym majątkiem. Mieli jeszcze brata Natana zw. Srul, jak sami mówili: «Bratu się powiodło, trzyma sklep na Wilczym».
Handel żydowski funkcjonował według niepisanych praw i zwyczajów. Żydzi ze Stepania prowadzili, prócz stacjonarnego w sklepikach, handel obnośny i obwoźny. W zwyczajowo ustalonym czasie wyruszali w teren, chodzili w inne dni, niż ci z Osowej i Rafałówki. Mimo iż nie konkurowali ze sobą, to przyjście w jeden dzień do ubogiej wsi wspólnie nie rokowałby nawet małego zysku. Nie konkurowali ze sobą, gdyż Osowscy Żydzi zajmowali się w większości rzemiosłem, usługami, szczególnie krawiectwem, pożyczali też pieniądze. Żydzi z Rafałówki przychodzili natomiast kupować produkty rolne, owoce, grzyby, drób i zwierzęta na rzeź, wykorzystując stację kolejową do ich dalszej wysyłki i sprzedaży w «centrali».
Jak tryby w zegarku funkcjonowała społeczność żydowska pomiędzy naszymi wsiami. Sprężynę nakręcały okresy przypływu gotówki po pracach leśnych, polowych, żniwach, świętach, pensjach dla urzędników, policjantów, nauczycieli, weteranów. Jak zawsze las był jednak głównym żywicielem: czarne jagody i grzyby, to jak manna z nieba do sprzedania. Wywózka do Ołyki kradzionego drewna budowlanego też poprawiała finanse. Zakładów pracy było mało, ludzie chcieli lepiej żyć, więc radzili sobie w każdy możliwy sposób.
Zamożniejszą grupą w żydowskiej wspólnocie byli niektórzy sklepikarze, posiadający własne lokale. Wspierali się jak mogli, skutecznie konkurowali z nielicznymi sklepami polskimi, które zaczęły coraz częściej powstawać.
Za życia Piłsudskiego panował we wspólnocie żydowskiej spokój, po jego śmierci obawiano się złego. Szerokim echem rozniosły się słowa premiera Sławoja Składkowskiego o potrzebie konkurowania z Żydami. Zapanował pogląd, że ukróci on swobodę Żydom, preferując polski handel poprzez rozdział koncesji na tytoń, alkohol, zapałki. Mówiono, że zamierza iść wzorem Hitlera, co budziło zbiorowy niepokój pośród Żydów. Na fali faszyzmu i do Polski doszły wiadomości z Niemiec o Kryształowej Nocy, obozach koncentracyjnych i pogromach żydowskich. A o pogromach w Rosji, za Cara, opowiadali już dawno temu starzy hucianie, więc jak mieli się nie bać. Dzieci w szkole bezkarnie dokuczały żydowskim kolegom. Modne stało się nie kupować u Żyda, szczególnie propagowali taką postawę ci, którzy mieli stały dochód. Zadłużeni u Żydów i dziady wiejskie woleli siedzieć cicho. Nawet świec do Pierwszej Komunii dla swoich dzieci u Żyda nie kupowano.
W Hucie Stepańskiej było 10 rodzin żydowskich, żyli w zgodnej symbiozie z hucianami. Bliscy i zarazem dalecy, Ich życie, wiara i obyczaje były niezrozumiałe dla sąsiadów. Jedni nie interesowali się drugimi, ci drudzy nie mieli potrzeby tłumaczyć zawiłości swojej wiary. Dorosłych łączyły interesy, dzieci chodziły ze sobą do szkoły i bawiły razem. Szabas przypominał o różnicy. Prawo religijne przestrzegane przez Żydów wychodziło poza rozum Janka Libery. Dopiero pas taty wyjaśnił mu, żeby nie przeszkadzać, jak się modlą i świętują.
Wkroczenie sowietów w 1939 r. niektórym Żydom wprowadziło zamęt w głowach. Wykorzystali swoje «pięć minut»: odwdzięczyli się Polakom, zapisali się do Milicji i przyjaźń się skończyła.
Co dnia, jeśli nie zabraniała tego wiara Mojżeszowa, wyruszała Rutka ze Stepania, w tobołku na plecach niosła towar na sprzedaż. Była to różna drobnica, galanteria, pasmanteria i proszki od bólu na wszystkie dolegliwości. Trasa jej wiodła przez Kamionkę do Huty Stepańskiej, potem do Omelanki, Lad i na noc do domu. Następny dzień szła na Japołoć, Stydyń, Mydzk nocując u kogoś po drodze. I tak co dnia do innych wsi. Wyprawiając się do Wilczego nocowała u brata Natana. Ludzie zawsze coś kupowali, zamawiali, wymieniali, niektórzy płacili, inni brali na kredyt. Po wielu latach, Rutka zaczęła towar wozić na małym wózku czterokołowym. Mordowała się z nim na piaszczystych drogach, ale i towaru miała jakby więcej. Zazdrosne kobiety z Omelanki mówiły: «To żeś się Rutka dorobiła». Ta z naciskiem odpowiadała: «Kto robi, to ma». I dalej ciągnęła swój nędzny, kołowy sklep.
W Wilczym jej brat, Natan wynajmował izbę na sklepik od wdowy Narcyzy Chorążyczewskiej. Żyła ona sama z dziećmi w kuchni. Izba była i sklepem, i mieszkaniem dla jego żony (imienia nikt nie pamięta), syna Zelmana i córek Estery i Lejli. Ten sklepik wyglądał jak cała wieś: biedny i pusty, mało kto do niego zaglądał, brakowało pieniędzy, a i towaru było bardzo mało. Nawet zapachu domowego jedzenia nie było czuć, a dzieci Żyda ciągle wyczekiwały skromnego posiłku u wdowy, która sama nic nie miała. Wspólnie suszyli perz, tarli go i dodawali do wypieku czarnego chleba. Kiedy Grzybowski za pieniądze żony Walentyny z Kopijów rozpoczął we wsi handel, Żyd przestał «trzymać sklep», zabrał swoją rodzinę, pozbierał do worka pozostałości po sklepie i poszli nie wiadomo gdzie, bosi i goli. Ktoś podobno widział Natana prowadzącego za sowietów kooperatywę w Kostopolu, był ładnie ubrany i nie wyglądał na zagłodzonego.
Księga Żydów Wołyńskich już się zamykała, jeszcze o tym nie wiedzieli.
Droga do Omelanki
Na mogile Żydów w Sarnach
Lasek w Sarnach przy mogile Żydów
Tablica na zbiorowej mogile Żydów w Stepaniu
Tekst i zdjęcia: Janusz HOROSZKIEWICZ
P. S.: Zainteresowani mogą uzyskać więcej informacji pod adresem mailowym: janusz-huta-stepanska@wp.pl
CZYTAJ TAKŻE:
HUCIAŃSKIE OPOWIEŚCI: WOJNA Z BOLSZEWIKAMI
HUCIAŃSKIE OPOWIEŚCI: KOŚCIÓŁ W KAZIMIERCE
HUCIAŃSKIE OPOWIEŚCI: WYJAZDY ZA WIELKĄ WODĘ
HUCIAŃSKIE OPOWIEŚCI: KOLONIE W OKOLICY HUTY STEPAŃSKIEJ
HUCIAŃSKIE OPOWIEŚCI: CARSCY DEZERTERZY
HUCIAŃSKIE OPOWIEŚCI: HORYŃ – RZEKA PIĘKNA I STRASZNA, ZAWSZE BLISKA SERCU
HUCIAŃSKIE OPOWIEŚCI: WOJNA ŚWIATOWA I POWRÓT Z WOJNY WYSOCKICH
HUCIAŃSKIE OPOWIEŚCI: SEJM U WAWRZYNOWICZA W WYRCE
HUCIAŃSKIE OPOWIEŚCI: ZAWŁASZCZENIA I KONFLIKTY LEŚNE