Ekstremalne wydarzenia oraz sytuacje niosące w sobie ogromny ładunek emocjonalny, stres i poczucie długotrwałego zagrożenia często wywołują u ludzi reakcje oraz zachowania, jakich nigdy nikt by u nich nie podejrzewał. Wojna, niezależnie od tego czy dotyka ludzi bezpośrednio, czy też oddziałuje na psychikę z wydawałoby się bezpiecznej odległości, wcześniej czy później będzie zbierała swoje żniwo. Wszystko jest tylko kwestią czasu.
W obliczu kataklizmu zdecydowana większość społeczeństw jednoczy swoje siły i staje ramię w ramię w obronie wartości powszechnie uważanych za podstawę cywilizacyjnego rozwoju i człowieczeństwa. Poczucie krzywdy, dramatu i niesprawiedliwości na pewno będą zawsze odczuwane przez każdego człowieka o minimalnej choćby empatii.
Wojna w Ukrainie zmobilizowała do działania obywateli kraju nad Wisłą w stopniu wyjątkowym. Do szeroko zakrojonej i wielopłaszczyznowej pomocy włączyli się także, co było dla nich oczywistością, nauczyciele ORPEG-u – Ośrodka Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą działającego od 1989 r. W czasie pokoju byli kierowani do wielu polskich organizacji rozlokowanych na Ukrainie w kilkudziesięciu miastach i miasteczkach, aby tam prowadzić swoją działalność dydaktyczną i społeczną.
Gdy pierwsze rakiety spadały na Kijów, Charków i Mariupol, a szok spowodowany barbarzyństwem kremla nie opuszczał ludzi, polscy pedagodzy, ewakuowani do kraju, organizowali pomoc dotyczącą transportu, pracy i mieszkania dla uchodźców, a za pomocą technologii dostępnej w XXI wieku prowadzili nadal zajęcia i łączyli się online ze swoimi słuchaczami, zwłaszcza dziećmi i młodzieżą, dodając im otuchy, wspierając i ucząc.
Nikt nie pytał i nie pyta, z jakiego Towarzystwa lub Stowarzyszenia jest osoba łącząca się za pomocą internetu, często z odległych zakątków Europy. Ważne, że się odnalazła cała i zdrowa.
Czas mija, wojna trwa. Pierwszy szok ustępuje powoli, a na jego miejscu pojawia się konstruktywne i racjonalne myślenie dotyczące organizacji pracy online. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach i odrobinie przyzwoitości nie oczekiwałby, że mimo negatywnej rekomendacji MSZ oraz ORPEG, do kraju objętego wojną przyjedzie jakiś polski nauczyciel. Tak mogłoby się wydawać racjonalnie myślącemu człowiekowi.
A jednak dało się słyszeć, wprawdzie na szczęście nieliczne, głosy nauczycieli pracujących w bezpiecznych i spokojnych krajach, takich, w których jest prąd, z kranu płynie woda, a nad głowami nie latają rakiety, wyrażające ogromną dezaprobatę wobec zdalnej pracy na Ukrainie. W podobnym tonie wypowiadali się działacze niektórych organizacji polskich żądając stawienia się pedagogów w miejscu skierowania. No cóż, brak słów. Człowiek słucha z niedowierzaniem. Egoizm czy zwyczajna, niczym nieskrępowana głupota? Czy informacje płynące ze wszystkich możliwych mediów na temat sytuacji w okupowanym, sąsiednim kraju nie są dość jasne? Chciałoby się zadać retoryczne pytanie. Po co, w jakim celu ci ludzie mają jechać do napadniętego, bombardowanego, niszczonego wszelkimi sposobami państwa?
Członkowie ukraińskiego rządu proszą swoich obywateli przebywających poza granicami ojczyzny, aby nie wracali jeszcze do kraju. Będą tylko dodatkowym obciążeniem w chwili, gdy agresor z moskwy próbuje unicestwić infrastrukturę. Gdy dostawy prądu i ciepła odbywają się według grafików, a cywile całe godziny spędzają w schronach. Nie będą tu bezpieczni.
Sama myśl o bezsensownym narażaniu innych na niebezpieczeństwo wydaje się absurdalna, a cóż dopiero zwerbalizowane oczekiwanie. Stare, mądre powiedzenie mówi: «Jak Pan Bóg chce kogoś pokarać, odbiera mu rozum». Nic dodać, nic ująć.
Czy można nauczycielom skierowanym na Ukrainę zazdrościć pracy zdalnej? Czy można wątpić w ich zaangażowanie i działalność, jaką wykonują w czasie wojny? Czy można być tak bezdusznym, aby nie pomyśleć, że ci wszyscy nauczyciele z Kijowa, Lwowa, Łucka, Kowla, Równego, Tarnopola, Odessy oraz innych miast pozostawili na Ukrainie swoich znajomych, a często przyjaciół, o których teraz tak zwyczajnie po ludzku się martwią? Czy wreszcie można sądzić, że otrzymują wynagrodzenie za nic?
Zatem wszystkim ludziom nieco zawistnym, małej wiary i bardzo małego serca ze swej strony radzę, aby spróbowali codziennie spędzić po kilkanaście godzin przed ekranem komputera, a na pewno przekonają się, jaka to łatwa i przyjemna praca. Ta zdalna, zwłaszcza w takich czasach.
Gabriela Woźniak-Kowalik,
nauczycielka skierowana do Łucka i Kowla przez ORPEG