Wołyniak, Hucianin, urodzony i mieszkający w Polsce. Razem z rodziną co roku przyjeżdża do Huty Stepańskiej – Ojczyzny swoich przodków. Jest Opiekunem Miejsc Pamięci Narodowej. Z Januszem Horoszkiewiczem rozmawiamy o sprawach ważnych dla Polaków i Ukraińców.
– Czym dla Pana jest Wołyń i jaki obraz o Wołyniu wyniósł Pan z rodzinnego domu?
– Miłość do Wołynia mam w genach od Taty, Szczepana. Wołyń był u nas w domu obecny, jak chleb powszedni. Widziałem oczami wyobraźni te lasy, pola i bagna nieprzebyte. Łuny pożarów, walki o Hutę Stepańską i ucieczkę. Widziałem wielki parowóz na stacji w Rafałówce i wagony pełne uciekinierów. Słyszałem galop koni, rechot żab i skrzypienie chłopskich wozów, leniwie przemieszczających się nie wiadomo gdzie.
– Stawia Pan krzyże w rejonie Huty Stepańskiej, dlaczego akurat tam?
– To ziemia od wielu pokoleń zamieszkała przez moją rodzinę. W pobliskim Stepaniu była nasza od wieków parafia, tam leżą wszyscy nasi przodkowie, ta ziemia to nasza Ziemia Obiecana, nasza ojczyzna. Innej ojczyzny nie mieliśmy. W 1922 r. powstała parafia w Hucie Stepańskiej i od tamtego czasu, nasze centrum świata przeniosło się właśnie tam.
– Co skłoniło Pana do postawienia pierwszego krzyża na tej ziemi?
– Pierwszy raz jechałem na Wołyń z wielkimi obawami, były one powodowane opowieściami rodowitych Wołyniaków, którzy nigdy nie odważyli się na taką wyprawę, zatrzymały Ich wspomnienia. To, co mnie spotkało, było jednym wielkim zaskoczeniem. Spotkałem na swej drodze przyjaciół. Pierwszy krzyż postawiłem dla upamiętnienia mojej rodziny w Hucie Stepańskiej. Trudno opisać, co czułem, kiedy Ojciec Siergiej Zabejda poświęcał krzyż, było to wielkie przeżycie.
– Kto Panu towarzyszy i pomaga w akcji stawiania krzyży i kto wspiera Pana w tej akcji finansowo?
– Postawiłem osobiście 36 krzyży, okazałych oraz zwykłych, biednych i prostych. Na pięć krzyży złożyli się parafianie, a pozostałe sfinansowałem sam. Pomagało mi wielu przyjaciół z Ukrainy, za wielu żeby Ich wymieniać z nazwiska. Mówiłem Im w dowód wdzięczności że «krzyże można dźwigać, lub stawiać, nam Bóg dał łaskę stawiania». Jakże wzruszające było, kiedy dzieci huciańskie przyniosły mi chleb na drogę.
– Czy spotyka się Pan z przejawami niezrozumienia ze strony miejscowych ludzi?
– Wszędzie na świecie znany jest szacunek, jaki Ukraińcy mają do krzyża Chrystusowego. Banderowcy palili i mordowali całe wsie, ale krzyży nie ruszali, wiele z nich przetrwało do dziś. Nie miałem zasadniczo żadnych kłopotów z ich postawieniem. Ci, którzy twierdzą, że Ukraińcy utrudniają stawianie krzyży, prawdopodobnie nigdy o zgodę się nie zwracali, jest im wygodnie, ponarzekać, winę złożyć na kogoś i nic nie robić.
– Czy stawiane przez Pana krzyże są symbolem męki tylko Polaków?
– Parafrazując – krzyż jest nie mój, ani twój, ani nasz, jeno Boży ludzki święty. Niech tak pozostanie. Nigdy nie przyszło mi to do głowy, podobnie jak i moim «pomocnikom» – szlachetnym Ukraińcom – taka symbolika. Niektóre krzyże upamiętniają miejsca spoczynku ofiar, a większość upamiętnia miejscowości, których już nie ma. Niech przechodzień wie, co tam było, jeśli ma potrzebę, pomodli się w zadumie.
– Od lat zbiera Pan relacje naocznych świadków, w jakim celu i co udało się Panu zebrać?
– Z wielką pasją przeprowadziłem kilkaset wywiadów, niektóre to «wywiady rzeki», zebrałem ponad 2000 godzin tych opowieści. Zanim zacząłem zbierać te relacje, wszystko było proste i jasne. Ukrainiec, równało się banderowiec, bandyta, którego celem było zabić Polaka. Zdobywając wiedzę wiem, jak mało wiem. Posiadam też ponad 300 relacji Ukraińców i banderowców, wniosły one w moje poszukiwania nowy poziom wiedzy. Kiedy nie będzie już od kogo zbierać materiałów, rozpocznę systematyczne ich opracowanie.
– Zorganizował Pan cztery pielgrzymki parafian do Huty Stepańskiej, czy będą następne?
– Byłem współorganizatorem, razem z Grzegorzem Naumowiczem udało nam się je zorganizować i przeprowadzić. Jednak pierwsze trzy pielgrzymki zorganizował śp. Generał Czesław Piotrowski. W lipcu 2018 r. planujemy zorganizować VIII Pielgrzymkę, razem z sielradą Huty chcemy zaprosić prezydentów Polski i Ukrainy. Myślę, że do tego czasu powstanie odpowiednia atmosfera, żeby mogły odbyć się rocznicowe uroczystości.
– Co Pana zdaniem przeszkadza Polakom i Ukraińcom raz na zawsze postawić kropkę w tym tragicznym polsko-ukraińskim temacie? Czy jest szansa na pojednanie?
– Nie wiem, co odpowiedzieć. Mam żonę Ukrainkę spod Tarnopola, mamy troje dzieci, wychowujemy je w duchu pojednania. Koło Tarnopola historia jest wciąż bardzo żywa. Rozmawiałem w lipcu z żoną szwagra o wojennych czasach, w tym i o banderowcach. Rozmowę podsłuchała sąsiadka i stwierdziła – banderowcy byli na rodzinnej ziemi, a wyście tu przyszli nas uciskać, dobrze wam zrobili. Nie spodziewałem się takiej wypowiedzi. Moje dzieci rozmawiając ze sobą na poważnie, stwierdziły – to i nas by zabili, za co?
– Czy Rewolucja Godności ma wpływ na obecną sytuację? Polacy z wielkim entuzjazmem poparli proeuropejskie dążenia Ukrainy, czy będzie tak dalej?
– Smutnym jest, że od rewolucji z 2014 r. zapanowała na Ukrainie gorsza atmosfera. Kiedyś niemal niezauważalny, a dziś widoczny niemal na każdym kroku kult Bandery, Szuchewycza, dywizji SS Galizien itd., nie służy pojednaniu. Historia banderowskiej działalności, to nie jest nasz polski problem, nam już wojna dawno się skończyła, u Was wojna trwa nieprzerwanie, banderowcy nie pozwolą grobom zarosnąć, a ludziom zapomnieć. Politycy owszem popierają Ukrainę, nie widzę jednak tego w społeczeństwie. Nie oszukujmy się. Dajecie się zwodzić mętnym obietnicom, a w oparciu o ludobójczą formację i nacjonalistyczną ideologię nie zbudujecie państwa. To nie jest działanie, które na dłuższą metę byłoby skuteczne. Chorwacja i Litwa, gdzie istniały kolaborujące z Niemcami i niosące na sztandarach hasła niepodległości oddziały, nie budowały swojej powojennej tożsamości wynosząc do rangi bohaterów wojennych zbrodniarzy.
– Czy według Pana są na Ukrainie wzorce osobowe, mogące pojednać nasze narody?
– Konieczne jest wyartykułowanie, że Ukraińcy mają wielu bohaterów, którzy mogą być stawiani za wzór i na których można budować tożsamość narodu. Myślę o Sprawiedliwych Ukraińcach, zastanawiam się dlaczego głównej ulicy w Kijowie nie nazwano np. Prospekt Piotra Ilkowicza Bazeluka z Butejek (Sprawiedliwy Ukrainiec, więcej o nim można przeczytać w nr 14 (50) od 28 lipca 2011 r. – red.). Jako Hucianin nie wyobrażam sobie, żeby polski prezydent, składał kwiaty pod pomnikiem Bandery. Są też inni ogólnie znani, jak Piotr Mohyła, Emilian Kowcz, Taras Szewczenko, Hryhorij Chomyszyn, Symon Petlura czy nawet Bohdan Chmielnicki. Można by wyliczać.
Mówią starzy ludzie, że czas goi rany, niechby mieli rację.
Niech Bóg Miłosierny da pokój Ukrainie, a nam łaskę pojednania.
MW
P. S.: Od następnego numeru «Monitor Wołyński» zaczyna cykl fotoreportaży pt. Szlakiem Wołyńskich Krzyży autorstwa Janusza Horoszkiewicza.
Na zdjęciach udostępnionych przez Janusza Horoszkiewicza:
1. Huciańskie dzieci na drogę przyniosły mi chleb.
2. Zajmujemy miejsce pod przyszły krzyż na miejscu kościoła w Wyrce.
3. Piotr Ilkowicz Bazeluk, Sprawiedliwy Ukrainiec.
CZYTAJ TAKŻE:
WYSTĄPIENIE JANUSZA HOROSZKIEWICZA W HUCIE STEPAŃSKIEJ