O obecnej sytuacji w branży wydawniczej, ukraińskich książkach w Polsce, polskich książkach w Ukrainie i nowych projektach rozmawialiśmy z Dmytrem Hołowenką, dyrektorem wołyńskiego wydawnictwa «Klucze».
Miliony Ukraińców porzuciły swoją Ojczyznę z powodu rosyjskiej agresji. Duża część przesiedleńców to dzieci, które wyjechały z matkami. W krajach europejskich mają zapewnione mieszkanie, wyżywienie, opiekę medyczną i możliwość nauki w lokalnych szkołach. Do końca roku szkolnego niektórzy uczniowie nadal uczyli się zdalnie w ukraińskich szkołach, więc potrzebowali podręczników w języku ojczystym. Z pomocą przyszli krajowi wydawcy i ich zagraniczni partnerzy.
Inny kłopot, który pojawił się wraz z przyjazdem do Polski ponad 3 mln obywateli Ukrainy, to problem językowy: dzieci w większości nie znają języka polskiego, a ich nauczyciele – ukraińskiego. «W kilku szkołach, w których byłem, zaproponowano mi nawet płatną pracę asystenta nauczyciela. Innymi słowy, polskie władze są tak przychylne, że nie tylko dają naszym dzieciom możliwość nauki w szkole, ale są również gotowe zapłacić osobom, które mogłyby pomóc w procesie edukacyjnym» – powiedział Dmytro Hołowenko, dyrektor wołyńskiego wydawnictwa «Klucze».
«Co roku pod koniec maja w Warszawie odbywają się targi książki. Mniej więcej miesiąc przed wydarzeniem zadzwoniłem do Ukraińskiego Instytutu Książki z pytaniem, czy Ukraina weźmie w nich udział. Dyrektor Ołeksandra Kowal odpowiedziała, że najprawdopodobniej się nie uda. Polski Instytut Książki stwierdził jednak, że w tym roku Ukraina będzie miała wszystko za darmo – stoisko, udział, a nawet nocleg. W ten sposób my, ukraińscy wydawcy, trafiliśmy na tegoroczną imprezę» – mówi Dmytro Hołowenko.
Już w kwietniu, w trakcie przygotowywania wystawy, wołyński wydawca poruszył temat ukraińskich książek w Polsce w rozmowie ze swoim polskim kolegą Piotrem Prufferem, który kiedyś był prezesem polskiej sieci księgarni «Empik», a także jej przedstawicielem w Ukrainie. Okazało się, że czytelnicy ukraińscy przychodzą do «Empiku» i pytają o ukraińską książkę, ale jej nie ma.
«Właśnie wtedy zrodził się pomysł znalezienia dla nich książek. Sporządziłem listę najbardziej, moim zdaniem, potrzebnej i popularnej literatury» – dodaje wydawca. Na liście znalazło się około 40 % literatury dziecięcej, gdzieś 30–35 % – beletrystyki, wszystko inne – literatura non-fiction.
«Wybrałem książki dla sklepów w Warszawie, bo to właśnie tam mieszka obecnie wielu przesiedleńców, książki, które będą czytać ukraińskie dzieci, młodzież i kobiety. Bardzo często proszą nie o klasykę, lecz o literackie nowości. Spośród współczesnych pisarzy przede wszystkim jest popularna Oksana Zabużko. Dodać należy, że nasza wołyńska pisarka została laureatką polskiej nagrody literackiej IKAR. Odebrała ją podczas uroczystego otwarcia Warszawskich Targów Książki» – wspomina Dmytro Hołowenko.
W kwietniu Państwowy Komitet ds. Telewizji i Radiofonii Ukrainy przekazał do Warszawy ponad 20 tys. ukraińskich podręczników. Teraz ta inicjatywa poszerza się, ukraińskie podręczniki trafiają do innych polskich miast. Przekazywane są do bibliotek szkolnych. Ponadto od kilku miesięcy ukraińskie wydania napływają do Polski dzięki organizowanym przez społeczników zbiórkom książek w różnych miejscowościach Ukrainy.
Publikacje ukraińskojęzyczne, w tym przetłumaczone na ukraiński utwory polskich pisarzy, od marca są przekazywane przez Polski Instytut Książki do bibliotek w całej Polsce. Instytut przekazał też 7 tys. egzemplarzy książek dla dzieci od pięciu ukraińskich wydawców do bibliotek wojewódzkich w ramach projektu «Podaruj książkę ukraińskim dzieciom» i planuje wydać 16 książek dla dzieci w języku ukraińskim o łącznym nakładzie 80 tys. sztuk.
«Książka ukraińska w Polsce ma przyszłość» – powiedział Dmytro Hołowenko i podzielił się planami stworzenia w Polsce swoistego hubu dla książek ukraińskich, skąd będą one dystrybuowane do innych krajów europejskich, w zależności od potrzeb osób przesiedlonych.
Mój rozmówca również zajmuje się handlem książkami. Sklep wydawnictwa «Klucze» na Placu Teatralnym w Łucku różni się od innych asortymentem, w szczególności ma wiele książek autorów wołyńskich i na tematy wołyńskie. Jest tam również, oprócz polsko-ukraińskich słowników i rozmówek, półka z polskimi książkami. Są to tłumaczenia i książki dwujęzyczne.
Pytany, czy na Ukrainie mają przyszłość polskie książki i czy ukraińscy czytelnicy czytaliby polskie książki nie w tłumaczeniu, ale w oryginale, odpowiedział, że jest zapotrzebowanie na literaturę polskojęzyczną. Nie tylko wśród studentów polonistyki, ale także wśród innych osób, które po prostu znają język polski lub chcą go lepiej opanować.
Jednak według Dmytra Hołowenki istnieje pewien problem: podatek od wartości dodanej, który należy zapłacić przy zakupie książki. «Jeśli książka nie zostanie sprzedana i zostanie zwrócona, nie wiadomo, jak radzić sobie z podatkiem VAT» – powiedział. «Wysyłka pocztą jest również dość kosztowna, dlatego potrzebne są kompleksowe rozwiązania. Przydałoby się stworzyć przedsiębiorstwo, które dostarczałoby polskie książki np. do Łucka, skąd można by je rozprowadzać po całej Ukrainie. Chciałbym zrealizować tutaj taki projekt, żeby nie tylko Ukraińcy w Polsce mogli kupić ukraińską książkę, ale także, żeby polską książkę można było kupić w Ukrainie» – powiedział Dmytro Hołowenko.
Kolejnym projektem, z którego rozmówca jest dumny, jest wdrożona już w jego księgarni inicjatywa, można ją nazwać «książką na wynajem». «Książki są teraz drogie, w Polsce średnia cena to około 40 zł, w Ukrainie cena prawie taka sama, około 300 hrywien. Nie każdy może sobie na to pozwolić. Po przeczytaniu musisz zdecydować, co z nią zrobić. Pozwolić jej leżeć na półce i czekać, aż dzieci dorosną? A jeśli nie zechcą tego przeczytać?» – zastanawiał się kiedyś mój rozmówca. I znalazł rozwiązanie: nabywając, klient płaci pełną cenę książki. Po przeczytaniu może ją zatrzymać u siebie, sprezentować komuś, a także przynieść z powrotem do księgarni i otrzyma zwrot części jej wartości.
«Osoby, które nie czytają książek, nie rozwijają się intelektualnie. Mam takie porównanie: spróbujcie przywiązać sobie rękę do boku i tak chodzić przez miesiąc. Za miesiąc ona się nie podniesie! Podobnie mózg – jeśli go nie trenować, pozostanie na poziomie najprostszych instynktów i nie będzie się rozwijał. Czytanie jest dla człowieka koniecznością» – uważa Dmytro Hołowenko.
Tekst i zdjęcia: Anatol Olich