Taki już z nas dziwny gatunek, że od czasu do czasu kłamiemy jak najęci. Język nas świerzbi, żeby tylko pleść trzy po trzy jakieś androny w celu wprawienia w zachwyt i podziw albo zazdrość naszego otoczenia.
To jeszcze pół biedy jeśli tylko, z zaangażowaniem wartym lepszej sprawy, tworzymy małe, niewinne łgarstewka, które większej krzywdy nie uczynią nikomu. Takie z gatunku: «Tak mamo, umyłem zęby po kolacji». Co najwyżej w tempie atomowym nabawimy się próchnicy, a widok naszej opuchniętej gęby wywoła szczery uśmiech szczęścia na twarzach wszystkich zacierających z radości ręce dentystów świata.
Albo: «Wczoraj byłem na świetnej imprezie, poderwałem fantastyczną dziewczynę. Piękną jak modelka i mądrą jak sowa». W rzeczywistości domówka u kumpla przypominała stypę w odległej galaktyce, najbardziej zapadłej dziurze wszechświata. Największą atrakcją był ogłupiały gołąb, który przez przypadek albo z nudów wpadł na chwilę przez okno do pokoju i przed opuszczeniem tego lokalu pozostawił wyraźny ślad na nowej koszuli organizatora niezapomnianego spotkania.
Tak czy siak, wcześniej czy później, prawda ujrzy światło dzienne i będzie wprawdzie trochę łyso, ale w krótkim czasie nasza kreatywna i nieszkodliwa konfabulacja pójdzie w zapomnienie. Co innego dzieje się w przypadku niejakiego putina, który wziął w kamasze tysiące młodych ludzi wmawiając im, ich rodzinom, bliższym i dalszym znajomym, że oto wkraczając z bronią w ręku do sąsiedniego niepodległego kraju ratują go od wszelkiego zła.
Wmawiał i wmawia rosjanom, że nie o grabież cudzej własności mu chodzi, tylko o bezpieczeństwo zagrożonej nie bardzo wiadomo czym rosyjskojęzycznej ludności zamieszkującej Ukrainę. Plótł te androny bez opamiętania mydląc oczy swoim obywatelom bez umiaru.
No i wreszcie wyszło szydło z worka. Otóż po wystawie zorganizowanej w Moskwie («Piotr I. Narodziny imperium») putin spotkał się z młodymi ludźmi, podobno przedsiębiorcami, uczonymi i inżynierami. Spotkanie jak spotkanie. Przeszłoby pewnie bez echa, gdyby dyktator, porównując się do Piotra I, nie powiedział w przypływie szczerości, że rosja nikogo nie atakuje, tylko odbiera to, co było jej własnością.
«Najwyraźniej to jest także nasze przeznaczenie, by odzyskać nasze terytorium i wzmocnić się» – stwierdził i nawiązując do wojny ze Szwecją cara Piotra I wygłosił: «Odebrał to, co należało do nas». Historycy natychmiast zakwestionowali te rewelacje trzeźwo zauważając, że Estonia i Łotwa po raz pierwszy dostały się wtedy pod moskiewski but, więc Piotr I nie mógł odzyskać czegoś, co nigdy nie było rosyjskie.
Ale kto by tam słuchał historyków. Mamy za to pełną jasność co do prawdziwego celu dyktatora – marzy mu się poszerzenie granic imperium. Bez względu na koszty.
Idąc tropem swojego rozumowania, mógłby putin śmiało upomnieć się także o jakąś jaskinię w Afryce, w której zapewne zamieszkiwał jego przodek. Niewiarygodne. Prawda?
Kłamać jak najęty, czyli doskonale, płynnie, bez żadnych hamulców.
Kogoś język świerzbi – oznacza to, że ktoś nie może się powstrzymać od powiedzenia czegoś, co mogłoby być kłopotliwe i problematyczne.
Pleść androny lub pleść trzy po trzy, czyli wygłaszać głupstwa, mówić bez większego sensu.
Pół biedy – oznacza, że kłopot nie jest jeszcze tak groźny.
Mieć atomowe tempo (lub działać w atomowym tempie) – robić coś bardzo szybko, natychmiast, bez zwłoki.
Zapadła dziura (można też powiedzieć dziura zabita deskami) – bardzo odległe, biedne i zapomniane miejsce.
Czuć się łyso, czyli trochę się wstydzić, mieć wyrzuty sumienia.
Wziąć kogoś w kamasze – a więc powołać go do wojska.
Mydlić komuś oczy, czyli rozmyślnie wprowadzać kogoś w błąd.
Wyszło szydło z worka – oznacza, że prawda wreszcie ujrzała światło dzienne.
Domówka – czyli impreza zorganizowana w domu.
Zacierać ręce – bardzo się z czegoś cieszyć.
Gabriela Woźniak-Kowalik,
nauczycielka skierowana do Łucka i Kowla przez ORPEG