Niejaki miedwiediew, były prezydent rosji, był uprzejmy na jednym z portali społecznościowych zamieścić wpis, w którym obwieścił wszem i wobec, że Polska nigdy nie będzie takim krajem jak rosja. Jak babcię kocham – prorok i wróżbita w jednej osobie! W najśmielszych oczekiwaniach nie przypuszczałam, że kiedykolwiek i w czymkolwiek zgodzę się z przedstawicielem moskwy.
Co więcej, drżę na samą myśl, że mogłoby się kiedyś coś tak strasznego wydarzyć i mój kraj wpisałby się na listę państw barbarzyńskich, dla których wolność, demokracja, tolerancja jest czymś tak obcym i odległym, jak dla mnie galaktyka Andromedy. Odległość mierzona już nie w latach świetlnych a w parsekach!
Wyprane mózgi bezrefleksyjnie kreują swój świat, który z tym realnym nie ma nic wspólnego. Dwa równoległe byty. Doprawdy zachodzę w głowę, jak można żyć w przeświadczeniu, że każde państwo na kuli ziemskiej, z Polską na czele, która doświadczyła od rosji tylu krzywd i zbrodni, może śnić o takiej państwowości jak rosja – kraju zsyłek do łagrów, niegodziwości, morderstw popełnianych na ludności cywilnej, państwie złodziei i krętaczy.
Wprawdzie, może dla świętego spokoju lub z jakichś innych nieznanych mi przyczyn, ten cywilizowany świat w pewien sposób przyczynił się do tworzenia wschodniej, moskiewskiej megalomanii. Nawet w z pozoru błahych, funta kłaków niewartych sprawach. Pamiętam, jak jeden ze znanych dziennikarzy popełnił artykuł na temat ławrowa i jego osobowości, a także pewnych jego zachowań.
Aby tę postać lepiej scharakteryzować podał pewien przykład. Otóż w siedzibie ONZ w większości pomieszczeń panował zakaz palenia papierosów. Do owego ograniczenia stosowali się wszyscy, nawet najbardziej zatwardziali palacze z całego świata. Ale nie ławrow.
Jeśli wierzyć słowom dziennikarza, minister spraw zagranicznych rosji ostentacyjnie paradował po wszystkich korytarzach z zapalonym papierosem w dłoni. Mogło więc w jego głowie, a także i w wielu innych, powstać przeświadczenie, że oto wszystko im wolno i nikt palcem w bucie nie kiwnie, aby im zwrócić uwagę lub, co nie daj Boże, się sprzeciwić.
Święte krowy chodziły więc po świecie budując swe przekonanie na rzeczach małej i nieco większej wagi, że oto mają na wszelkie działania przyzwolenie, że są wzorem jakimś niedościgłym, o którym maluczcy marzyć tylko mogą.
Gdybyż ta megalomania nie kosztowała tyle ludzkich istnień, można byłoby takim ławrowem, putinem, miedwiediewem tylko dzieci straszyć opowiadając im historie o Babie Jadze i rozbójnikach. Życie jednak, jak zawsze historia pokazuje na przykładzie Hitlera czy Stalina, nie daje przyzwolenia na draństwo i wcześniej czy później wystawia rachunek, za który trzeba słono zapłacić.
Wyprany mózg ma ktoś, kto bezmyślne i zwykle przez dłuższy czas przyswaja pewne informacje przekazywane przez inne osoby, media lub instytucje, nie konfrontując ich z rzeczywistością i przyjmując je jako własne i jedynie słuszne.
Zachodzić w głowę, czyli zastanawiać się, rozmyślać.
Coś nie jest warte funta kłaków, a więc jest praktycznie bezwartościowe.
Mieć święty spokój – oznacza dążenie do życia bez konfliktów, zatargów, kłótni.
Nie kiwnąć palcem w bucie – powiedzenie dotyczy sytuacji, w której nic nie robimy, dajemy przyzwolenie na czyjeś działania bez wtrącania się w nie.
Święte krowy – to ludzie, którym wydaje się, że mogą stać ponad prawem, że są nietykalni.
Zapłacić słono, czyli bardzo drogo, niekoniecznie wyłącznie w znaczeniu finansowym.
Gabriela Woźniak-Kowalik,
nauczycielka skierowana do Łucka i Kowla przez ORPEG