Dwa ostatnie lata poświęciliśmy problemowi represji wobec nauczycieli pracujących w czasach II Rzeczypospolitej. Kolejna liczna grupa prześladowana przez NKWD to funkcjonariusze polskiej Policji Państwowej.
Poświęcimy im następny cykl tematyczny szkiców biograficznych.
Polska Policja Państwowa i koordynowana przez nią sieć informatorów i konfidentów zostały uznane za wrogów władzy radzieckiej na długo przed tym, jak Armia Czerwona zaczęła okupować wschodnie tereny II RP. W dyrektywie NKWD ZSRR z 15 września 1939 r. dotyczącej organizacji pracy w wyzwolonych rejonach zachodnich obwodów Ukrainy i Białorusi, która została skierowana do Ludowych Komisariatów Spraw Wewnętrznych USRR і BSRR, czytamy: «Należy aresztować najbardziej reakcyjnych przedstawicieli urzędów państwowych (kierowników miejscowej policji, żandarmerii, straży granicznej, filii Oddziału II Sztabu Generalnego itp…». Kazano m.in. «przeprowadzić działania mające na celu wykrycie i aresztowanie agentów, prowokatorów żandarmerii, policji politycznej, filii Oddziału II Sztabu Generalnego wykorzystując skonfiskowane archiwa». Dlatego pierwszorzędnym zadaniem grup operacyjno-czekistowskich, które jako pierwsze wkroczyły na «tereny wyzwolone», było zajmowanie posterunków policji i aresztowanie funkcjonariuszy.
W wielu miejscowościach na wieść o «wyzwoleńczym marszu» Armii Czerwonej miejscowa ludność zaczęła dewastować posterunki policji. M. in. mieszkańcy miasteczka Stepań (obecnie rejon sarneński) pod przewodnictwem B. Szumlańskiego postanowili rozbroić patrol policji і urządzić pogrom w komisariacie, gdzie na wieść o radzieckiej ofensywie zgromadzili się przedstawiciele samorządu lokalnego, sędzia, policjanci i część osadników. Podobna sytuacja wydarzyła się w Bereźnicy (przed reformą 2020 r. rejon dąbrowicki, obecnie sarneński). Tutaj kierownik podziemnego ośrodka KPZU D. Hordycz na dwa dni przed pojawieniem się we wsi sowieckich jednostek wojskowych zorganizował rozbrojenie i aresztowanie wszystkich policjantów (ok. 10 osób). Takie działania ludności ukraińskiej były odpowiedzią na falę prewencyjnych aresztowań Ukraińców podejrzewanych o działalność nacjonalistyczną, która przetoczyła się przez województwo wołyńskie w ostatnich dniach sierpnia 1939 r.
Zdarzały się jednak przypadki przeciwnej postawy wobec byłych funkcjonariuszy policji. Na przykład 18 września 1939 r. dwaj policjanci w Młynowie zostali zatrzymani przez sowieckich wojskowych, a następnie wypuszczeni z aresztu na wniosek mieszkańców L. Harbara і M. Gitelmana. Przebrano ich w cywilne ubrania, aby mogli uniknąć powtórnego zatrzymania. W nocy ukrywali się w domu A. Peterki, który rano wyprowadził ich z miasta, żeby ich znowu nie aresztowano. Natomiast ich wybawiciele L. Harbar і М. Gitelman zostali skazani przez Kolegium Specjalne NKWD na trzy i pięć lat obozów pracy.
Sprawy karne polskich policjantów stanowią odrębną grupę, która znacznie różni się od pozostałych dotyczących osób represjonowanych. Właściwa jest dla nich niezwykła zwięzłość – jedno lub dwa przesłuchania, w większości przypadków bez udziału świadków (zwłaszcza jeśli chodzi o policjantów ewakuowanych na tereny Rówieńszczyzny w pierwszych dniach II wojny światowej) – oraz sporządzanie dokumentów z datą wsteczną. W pierwszych dniach radzieckiej okupacji grupy operacyjno-czekistowskie zatrzymywały polskich policjantów bez wydawania nakazów aresztowania. Dokumentacja ta została sporządzona dwa-trzy miesiące później.
Zdecydowana większość polskich policjantów przez kilka miesięcy czekała w trudnych warunkach więziennych na rozpoczęcie śledztwa, a potem ponad rok na wyrok. Część aresztowanych na terenie Rówieńszczyzny po zakończeniu śledztwa przeniesiono do kijowskich więzień NKWD. Przebywali tam do czasu wydania wyroku przez Kolegium Specjalne.
Sprawy polskich policjantów cechuje także uderzający cynizm ze strony śledczych NKWD. W czasie, gdy tysiące represjonowanych obywateli ZSRR podczas przesłuchań poddano moralnym i fizycznym torturom, polskich policjantów często oskarżano o stosowanie przemocy fizycznej w trakcie pełnienia przez nich obowiązków służbowych.
Podczas śledztwa wobec funkcjonariuszy polskich organów represji i ścigania jednym z zadań śledczego było znalezienie dowodów ich nienawiści i okrucieństwa wobec przedstawicieli innych narodowości. Świadczą o tym ujednolicone pytania zadawane zarówno więźniom, jak i świadkom, których dobierano spośród «urażonych» wspólnot narodowościowych traktowanych okrutnie – takich przypadków było dużo, szczególnie w przedwojennych miesiącach 1939 r., kiedy sytuacja polityczna na arenie międzynarodowej stała się bardzo napięta. Ważną rolę podczas śledztwa odgrywały rady wiejskie i miejskie, w których w większości pracowały osoby prześladowane przez polskie organy ścigania. Na zlecenie organów represyjnych udzielali negatywnych opinii i zaświadczeń dotyczących aresztowanych policjantów.
Aby uniknąć wyczerpujących fizycznie i moralnie przesłuchań, aresztowani policjanci często od razu na pierwszym spotkaniu związanym z dochodzeniem przyznawali się do wszystkich przestępstw, o które byli oskarżani przez śledczych.
Po masowych aresztowaniach policjantów i przejęciu przez sowieckie organy ścigania i represji dokumentów komend powiatowych Policji Państwowej w Dubnie, Zdołbunowie, Ostrogu, Kostopolu, Sarnach i Równem, Policji Politycznej w Równem, komisariatu Policji Państwowej w Zdołbunowie oraz I i II komisariatu w Równem, a także posterunków policji rozpoczęły się aresztowania przedstawicieli różnych narodowości, m.in. Ukraińców i Żydów, podejrzewanych o współpracę z polskimi organami ścigania, represji i wywiadu. Skonfiskowane dokumenty zawierały nie tylko listy informatorów na pewnych terenach, ale też dane personalne każdej osoby oraz ocenę wartości uzyskanych informacji. Lista informatorów posterunku policji w Sernikach w gminie Wiczówka liczyła 32 osoby. Automatycznie uznano je za wrogów władzy radzieckiej.
W trudnej sytuacji znaleźli się Ukraińcy, którzy za rządów polskich obejmowali stanowiska państwowe. Należy zauważyć, że ich odsetek w urzędach administracji publicznej oraz organach ścigania nie był wysoki. Dlatego osoby zajmujące te stanowiska w dotkniętej bezrobociem i światowym kryzysem finansowym Polsce starały się aktywnie współpracować z policją i administracją, co było negatywnie odbierane przez ich rodaków. Tacy Ukraińcy szczególnie zagrożeni czuli się na wsiach, gdzie w okresie międzywojennym popularne były idee rewolucyjne, a biedni chłopi prześladowani przez poprzednie władze po ustanowieniu reżimu bolszewickiego próbowali zemścić się na ciemięzcach.
Od 1940 r. radzieckie organy represyjne ustaliły nazwiska funkcjonariuszy prawie wszystkich posterunków policji sprzed września 1939 r. na terenie obecnego obwodu rówieńskiego. Nie należy tu lekceważyć wysiłków lokalnych aktywistów, którzy nie zapomnieli nawet o tych, co już dawno odeszli z pracy w polskich organach ścigania z powodu wieku lub stanu zdrowia.
Wśród licznych wyroków skazujących funkcjonariuszy polskiej policji na wieloletnie kary więzienia, zdarzały się pojedyncze przypadki zwolnienia ich z aresztu. Dotyczyło to pracowników obsługi posterunków policji (kierowców, stolarzy, strażników), a także instruktorów wychowania fizycznego czy tłumaczy, których wypuszczano z aresztu po krótkim pobycie.
Tragiczny był los tych polskich funkcjonariuszy Policji Państwowej, którzy trafili do obozów dla jeńców w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. «Był policjantem – to wystarczy, by został rozstrzelany!» – powiedział na jednym z posiedzeń naczelnik Zarządu NKWD Obwodu Kalinińskiego Dmytro Tokariew. Według polskiego historyka Andrzeja Misiuka, około 2,5–3 tys. takich osób zostało skazanych na śmierć. Łącznie w latach 1939–1941 do obozów radzieckich NKWD trafiło ponad 12 tys. policjantów. Mimo wysiłków badaczy los wielu z nich pozostaje nieznany.
Analiza akt organów karnych i represyjnych daje podstawy by stwierdzić, że sprawy karne przeciwko funkcjonariuszom polskiej Policji Państwowej były jedynie formalnością. Organizatorzy i sprawcy represji nie przejmowali się takimi pojęciami, jak dowody przestępstwa. Zdecydowana większość funkcjonariuszy NKWD karała ludzi nie za konkretne wykroczenia, a za przynależność do pewnej grupy czy kategorii polskiego społeczeństwa, w taki sposób realizując zadanie eliminowania niebezpiecznych dla totalitarnego reżimu elementów.
Tetiana SAMSONIUK