Henry Kissinger to dość już wiekowy, albowiem liczący sobie 98 lat (swoją drogą: cóż za piękny wiek!), wielce zasłużony były doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego i sekretarz stanu Stanów Zjednoczonych Ameryki za kadencji prezydentów Richarda Nixona i Geralda Forda.
Obecny na tegorocznym forum ekonomicznym w Davos był uprzejmy powiedzieć, że Ukraina powinna pogodzić się z utratą części swego terytorium, podpisać porozumienie pokojowe z rosją i zakończyć trwającą od ponad trzech miesięcy wojnę. W jego ocenie rosja od 400 lat jest istotną częścią Europy oraz zawsze była gwarantem europejskiej równowagi sił w krytycznych czasach.
Myślę, że zarówno mnie, jak i wielu obserwatorom ogólnoświatowej sceny politycznej po takim dictum odebrało mowę. Na szczęście nie na długo. Jednak, tak na wszelki wypadek, aby nie popełnić błędu powielania nieprawdziwej informacji, odpaliłam internet. Chciałam naocznie przekonać się, że mój zmysł słuchu nie sprowadził mnie na manowce.
Okazało się, że z moim zdrowiem wszystko w porządku, natomiast mocno zaczęłam zastanawiać się nad kondycją fizyczną jednego z najbardziej znanych polityków XX wieku. Przedstawienie rosji jako gwaranta europejskiej równowagi może każdego średnio rozgarniętego człowieka wprowadzić w totalne osłupienie.
Chyba że do tych działań «równoważących» i «stabilizujących» zaliczymy kolejne rozbiory suwerennego kraju, jakim była w XVIII wieku Rzeczpospolita, krwawe tłumienie polskich powstań narodowych, zbrodnicze sprowokowanie Wielkiego Głodu na Ukrainie, masowe prześladowania i wywózki Polaków po 17 września towarzyszące barbarzyńskiej agresji (zaplanowanej i przeprowadzonej wspólnie z Hitlerem) na Polskę w 1939 r.
Tej równowadze, jaką zapewne pan Kissinger miał na myśli, przysłużyły się również łagry na Kołymie, zsyłki na daleką Syberię, mordy w katowniach NKWD dokonane na niewinnej, cywilnej ludności i zgładzenie strzałem w tył głowy ponad dwudziestu tysięcy polskich oficerów w Katyniu? Czy tylko przyzwoici ludzie mają w tej chwili déjà vu? Nie ma chyba żadnego, normalnego człowieka, który nie chciałby, aby na świecie panował pokój. Nie powinno być także człowieka uważającego, że można dobrobyt i spokój jednych uzyskać kosztem tragedii i śmierci innych.
Gdyby w ten sposób świat myślał w czasie II wojny światowej, Polski i wielu innych państw nie byłoby na żadnej mapie. Przecież nic nie stało na przeszkodzie, by dogadać się z faszystowskimi Niemcami i sowiecką rosją. Jakież znaczenie dla ogólnoglobalnego spokoju oraz zysków największych koncernów miałaby śmierć paru Polaków, śmierć ich Państwa. Nad tą trumną można byłoby ze smutkiem chwilkę pokiwać głową albo nawet zarządzić minutę ciszy. Takie poświęcenie.
Wygłaszanie do ofiary napadu orędzia o konieczności zaakceptowania warunków pokoju, warunków stawianych przez bandytów, jest barbarzyństwem samym w sobie. Dlaczego? Ponieważ bohaterską ludność i obrońców Mariupola, Buczy, Kijowa, Charkowa oraz wielu innych miasteczek i wsi na Ukrainie stawia się de facto w jednej linii z mordercami z rosji.
Mówi się o konieczności zaakceptowania przez Ukrainę oddania części swojego suwerennego państwa na rzecz barbarzyńskiego agresora po to, by za chwilę, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, usiąść z putinem przy jednym stole i niedługo później ściskać jego dłoń.
To się dopiero nie mieści w głowie.
Być wiekowym, czyli mówiąc delikatnie być bardzo starym.
Odebrało komuś mowę – to oznacza, że kogoś czymś zszokowaliśmy, zadziwiliśmy.
Odpalić internet – a więc włączyć go.
Sprowadzić kogoś na manowce, czyli wprowadzić w błąd, oszukać.
Nad trumną, czyli nad jakąś tragedią, nieszczęściem.
Gabriela Woźniak-Kowalik,
nauczycielka skierowana do Łucka i Kowla przez ORPEG