Nie odkrywam Ameryki głosząc dobrą nowinę, że Święta są tuż tuż za rogiem. Wszak od przeszło miesiąca w witrynach sklepów, na przydrożnych reklamach, a przede wszystkim w mediach pojawiły się wszelkie oznaki zwiastujące nieuchronność grudniowego świętowania.
Czerwone sanie zaprzężone w renifery radośnie pobrzękujące dzwoneczkami zawieszonymi u szyi i brodaty jegomość z workiem pełnym prezentów, to widoki do jakich zdążyliśmy już przywyknąć od połowy listopada. Jeśli dołożymy do tego oprószone sztucznym śniegiem choinki, rozświetlone dziesiątkami kolorowych lampek i błyszczących ozdób, to obrazek będzie kompletny.
Wraz z tymi świątecznymi, zewnętrznymi oznakami, zwłaszcza w ostatnich czasach, nasiliło się biadolenie wszystkich osób, które długo znosiły w milczeniu katusze i trzymały gębę na kłódkę, lecz oto postanowiły zabrać niczym nieskrępowany głos i podzielić się ze światem swoimi refleksjami na temat spędzania wszelkich świąt, a tych grudniowych w szczególności.
Z otwartą przyłbicą oraz wysoko podniesionym czołem obwieszczają, że przez lata cierpiały jedząc znienawidzonego, smażonego karpia tudzież śledzia w śmietanie w towarzystwie nudnej rodziny. Jakiejś ciotki, żeby choć z Ameryki – to jeszcze by jakoś można było wytrzymać, ale nie takiej zwyczajnej, miejscowej! W obecności równie nudnego jak flaki z olejem wujka opowiadającego wciąż te same dowcipy, babci zadającej znane nam od wieków pytania i rodziców, którzy coraz bardziej odstają od nowoczesności.
Te tak zwane tradycje to już archaizm i wykopaliska po prostu. Nie da się tego wytrzymać i już. Pochylam głowę usiłując zrozumieć bliźnich. Wszak każdy ma prawo do swego życia i wyborów, jakie podejmuje. Jak sobie pościele, tak się wyśpi. Zrobi, jak umie i jak mu pasuje, a reszcie nic do tego.
Fakt. Jednakże mnie w takiej chwili nawiedza pewna refleksja nawiązująca nieco do czasów w jakich żyjemy, a także historii polskiego kabaretu. Otóż w latach siedemdziesiątych bardzo popularną i lubianą grupą był Kabaret Olgi Lipińskiej. W jednym ze skeczy, nieżyjący już niestety, Jan Kobuszewski na pytanie kelnera: «Kto zamawiał ruskie»? (chodziło o pierogi) odpowiedział: «Nikt, same przyszły».
Aktor za ten występ został zawieszony na osiem miesięcy. Aluzja do obecności wojsk radzieckich na terenie Polski była zbyt oczywista, nawet dla tępych cenzorów. Na tereny niepodległego państwa Ukrainy także nikt ruskich nie zamawiał. Przyszli sami i niszczą, mordują, grabią. Jaka więc daleka droga prowadzi do normalnych, może i nudnych, ale jakże, patrząc z właściwej perspektywy, szczęśliwych Świąt.
Takich, na których przy stole nie zabraknie nikogo, takich, gdzie przy białym obrusie spotka się cała rodzina, a sąsiedzi przyjdą złożyć sobie proste, zwyczajne życzenia: zdrowia, spokoju i szczęścia. Ja także chciałabym wszystkim dzielnym ludziom w Ukrainie, kobietom, mężczyznom i dzieciom zadedykować, jako świąteczne przesłanie, fragment piosenki zespołu De Su «Kto wie czy za rogiem»:
«Bo kiedy miasto
na święta się stroi,
Niejeden z nas
o przyszłość się boi,
Niejeden z nas w marzenia ucieka,
Wierząc, że spełnienie gdzieś czeka.
A kto wie, czy za rogiem,
Nie stoją Anioł z Bogiem?
I warto mieć marzenia
Doczekać ich spełnienia.
Kto wie, czy za rogiem,
Nie stoją Anioł z Bogiem?
Nie obserwują zdarzeń
I nie spełniają marzeń?
Kto wie»?
Za pasem, czyli bardzo blisko, już niedługo.
Trzymać gębę na kłódkę lub język za zębami to po prostu milczeć, nie odzywać się.
Być nudnym jak flaki z olejem, czyli osiągnąć szczyt nudziarstwa.
Jak sobie pościele, tak się wyśpi – oznacza, że każdy człowiek organizuje sobie własne życie według osobistej wizji, samodzielnie, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Gabriela Woźniak-Kowalik,
nauczycielka skierowana do Łucka i Kowla przez ORPEG