Pewna moja daleka, dobrze wykształcona znajoma zawsze wszem i wobec z marsową miną powtarzała, że do jej kuchni psy i mężczyźni wstępu nie mają. Wszelako ta kolejność była rzeczą przypadku, a mimo wielokrotnego wysłuchiwania owej maksymy życiowej i tak, za każdym razem, wywoływała u mnie lekką konsternację.
Bo niby właściwie co zrobić z tak ważną informacją? Oto dowiadujemy się, że progi świątyni kunsztu kulinarnego okazywały się być za wysokie dla pewnych istot od dość dawna zamieszkujących matkę Ziemię. Nieco bardziej dociekliwy osobnik mógłby zapytać o przyczynę owej, tak rażącej, dyskryminacji.
Przyznaję się bez bicia, że nigdy nie usłyszałam pełnego i wyczerpującego wyjaśnienia tej kwestii. Najczęstszym argumentem było stwierdzenie, że jedni i drudzy wprowadzają chaos, są niezbyt higieniczni, a poza tym kuchnia to tylko i wyłącznie królestwo kobiet.
Przy ostatnim stwierdzeniu opadały mi ręce i właściwie resztę wymiany zdań uważałam za bezcelową. Ludzie kochani, czy to, że my kobiety mamy generalnie mniejsze dłonie, a przez to sprawniej obieramy i kroimy albo fakt posiadania dłuższej szyi pozwalający na szybsze dostrzeżenie garów i patelni na właściwej półce czyni z nas lepszych kucharzy?
A może niższy wzrost ułatwiający nam funkcjonowanie przy stole tudzież kuchence, nad którymi nie musimy się garbić i schylać w pokłonie nad darami natury akurat kładzionymi pod nóż, także przemawia za tym, iż lepiej sobie z rondlami radzimy?
Podobnie rzecz się ma z innymi profesjami, które gdzieś podświadomie łączymy z daną płcią. W jednym koszyku znajdziemy informatykę, budownictwo, mechanizację, ważne sprawy hydrauliczne i kominiarskie, a w drugim krawiectwo (wiem, że kiedyś za karę, po najdłuższym życiu, będę przyszywała guziki, miliardy guzików!), nauki humanistyczne, pielęgniarstwo i tkactwo.
Lata i wieki lecą. Czas pędzi na złamanie karku. Ludzie kosmos podbijają, a my nadal w ramach stereotypów czujemy się jak ryba w wodzie. Taki mały, skostniały światek.
Marsowa mina oznacza poważny, skupiony i często zagniewany wyraz twarzy.
Za wysokie progi powiemy, gdy coś lub ktoś jest dla innego człowieka nieosiągalny, zbyt trudny do zdobycia.
Przyznać się bez bicia do czegoś, czyli dobrowolnie, bez żadnego nacisku, z własnej inicjatywy.
Ręce opadają – powiemy tak wówczas, gdy czujemy się bezsilni wobec jakiejś sytuacji.
Po najdłuższym życiu, czyli po śmierci, w zaświatach.
Pędzić na złamanie karku, a więc bardzo szybko, bez żadnych ograniczeń.
Czuć się jak ryba w wodzie, czyli bardzo komfortowo, wygodnie. Być na właściwym miejscu.
Gabriela WOŹNIAK-KOWALIK,
nauczycielka skierowana do Łucka i Kowla przez ORPEG
CZYTAJ TAKŻE:
ZWIĄZKI FRAZEOLOGICZNE: ZA PIĘĆ DWUNASTA
ZWIĄZKI FRAZEOLOGICZNE: KRÓL JEST NAGI, CZYLI RZECZ O UDAWANIU
ZWIĄZKI FRAZEOLOGICZNE: DROGOWY MORALITET
ZWIĄZKI FRAZEOLOGICZNE: RODZINNE SPOTKANIA, CZYLI U CIOCI NA IMIENINACH
ZWIĄZKI FRAZEOLOGICZNE: NASZE GRUBSZE
ZWIĄZKI FRAZEOLOGICZNE: PAMIĄTKI Z WAKACJI