Po obu stronach Bugu żyją tysiące rodzin, których korzenie pod dyktando Moskwy zostały wyrwane z rodzinnych wsi i miast przez komunistyczne reżimy Ukraińskiej SRR i Polski, po podpisaniu 9 września 1944 r. umowy przewidującej przymusowe przesiedlenie setek tysięcy Polaków z zachodu Ukrainy do Polski, zaś Ukraińców z terenów polskich do wschodnich obwodów USRR. Ten los dotknął również moich rozmówców Mykołę i Wirę Łysaków.
Rodziny Mikołaja s. Kidrata i Wiry c. Adama Łysaków zostały przesiedlone z Chełmszczyzny do radzieckiej Ukrainy pod koniec II wojny światowej. Dziś małżeństwo mieszka w wiosce Zasmyki w rejonie kowelskim obwodu wołyńskiego. Przed II wojną światową miejscowość była licznie zamieszkała przez Polaków, obecnie jest to wieś z kilkoma domami.
«Musieliśmy wszystko odbudować»
«Urodziłem się w 1933 r. we wsi Wołczyny (dziś powiat włodawski w województwie lubelskim – aut.) w rodzinie Kindrata Łysaka s. Gawryła i Kateryny Pelagii c. Pantełejmona, z domu Jacało. Nasi przodkowie mieszkali tam od dawna. W czasie I wojny światowej z powodu bliskości frontu naszą rodzinę ewakuowano na Syberię, ale potem wróciła. Została tylko siostra mojej mamy, która później wyszła tam za mąż. Kiedy nasza rodzina wróciła do Polski, nie było już ani naszego domu, ani budynków gospodarczych. Musieliśmy wszystko odbudować» – mówi Mykoła Łysak.
Kindrat s. Gawryła i Kateryna Pelagia c. Pantełejmona Łysakowie
Jego ojciec pod koniec lat 20. XX w. służył w Wojsku Polskim w Łodzi. Ożenił się już po powrocie z armii: «W rodzinie było pięcioro dzieci, ale dwoje zmarło na tyfus. Jeszcze jeden mój brat urodził się już w Ukrainie. Żyliśmy dość dobrze, mieliśmy duże gospodarstwo, a w nim m.in. 7 krów. Posiadaliśmy również własną pasiekę na 50 uli. Uprawialiśmy 5 hektarów ziemi i byliśmy właścicielami własnego lasku».
List ewakuacyjny rodziny Kindrata Łysaka s. Gawryła
Pan Mykoła wspomina sąsiadów: «Wioskę zamieszkiwali głównie Ukraińcy, ale byli też Polacy. Pamiętam Grozińskiego, który miał młyn, i Hławackiego, uprawiającego ziemię. Z Polakami mieliśmy dobre stosunki. Na ich Święta dziadkowie chodzili do nich w odwiedziny, kiedy zaś 6 stycznia zaczynaliśmy obchodzić nasze Święta, Polacy odwiedzali Ukraińców. Moi rodzice i dziadkowie starali się nie pracować w święta katolickie. Do cerkwi nasza rodzina chodziła do sąsiedniej wsi Zbereże (dziś wieś w powiecie włodawskim – aut.)».
«Urodziłam się w 1939 r. we wsi Kaplonosy (dziś powiat włodawski – aut.) w rodzinie Adama s. Iwana Patury i Zofii c. Iwana, z domu Busko. Kilka miesięcy po moim przyjściu na świat ojciec został zmobilizowany do Wojska Polskiego – poszedł na wojnę z Niemcami. Dla mojej mamy to było drugie małżeństwo. Razem z nami dorastała jej córka po pierwszym mężu – Kateryna Dudyk c. Stepana, urodzona w 1929 r. Mieszkał z nami również mój dziadek Iwan Busko s. Andrija. Mieliśmy 18 ha ziemi i gospodarstwo, które wszyscy razem uprawialiśmy» – mówi pani Wira.
Adam Patura s. Iwana podczas służby wojskowej w Wojsku Polskim, 1939 r.
Lista rodzinna przesiedlonej z Polski rodziny Adama Patury s. Iwana
Wira Łysak wspomina tradycje ślubne na Chełmszczyźnie: «Kiedy chłopiec brał sobie dziewczynę, kupował jej buty na obcasie, kożuszek i dużą chustę. Jedna z sióstr mojej mamy miała wyjść za mąż, jej narzeczony to wszystko kupił, ale ona zmarła».
Zdjęcie ślubne Mykoły i Wiry Łysaków, 1959 r.
«Najsilniejsze były małe dzieci»
«W pobliżu sąsiedniej wsi Sobibór (dziś powiat włodawski – aut.) w latach 1942–1943 mordowano Żydów. Byli tam również Żydzi z Wołczyn. Kazano im iść na stację kolejową pod Sobiborem, ponieważ rzekomo mieli być przewiezieni do pracy w fabryce guzików. Kiedy Żydzi tam przybyli, zabrano im wszystkie wartościowe rzeczy i wysłano na śmierć do komór gazowych w obozie. Najmocniejsze były małe dzieci, którym udawało się przetrwać nawet gaz. Ludzie z sąsiednich wiosek opowiadali, że krowy ryczały na ten czarny dym z obozu. Gdy już po wojnie jeździliśmy do Polski, mijaliśmy Sobibór. Stoi tam pomnik matki z dzieckiem. Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego tych ludzi tak mordowano» – mówi pani Wira.
«W lasach w pobliżu naszych wsi ukrywali się partyzanci rosyjscy, ale do naszej miejscowości nie przychodzili. Na torach stawiali miny i wysadzali pociągi» – wspomina pan Mykoła. «W Kaplonosach budynki były pokryte słomą. Około 1943 r. Niemcy spalili wieś. Nasz dom ocalał. W tym czasie wiele osób zaczęło wyjeżdżać do Ukrainy. Siostra mojego ojca została w Polsce. Wyszła za mąż za Ukraińca, ale obojgu udało się otrzymać polskie obywatelstwo. Mieszkali we Włodawie, później przeszli na język polski. Wszyscy nasi pozostali krewni wyjechali z Polski do Ukrainy» – mówi pani Wira.
«Wciąż nie możemy wrócić do domu»
Pani Wira opowiada o przesiedleniu swojej rodziny z Chełmszczyzny na radziecką Ukrainę w latach 1944–1945: «Wsiedliśmy do pociągu pełnego ludzi. Moi rodzice nie chcieli zostawać, ponieważ wyjeżdżała zdecydowana większość mieszkańców wsi. W radzieckiej Ukrainie nasza rodzina dostała się do obwodu zaporoskiego. Jednak później rodzice postanowili przenieść się bliżej granicy z Polską. Myśleli, że będą mogli wrócić do rodzinnej wsi. Kobieta, u której mieszkaliśmy, była dobra i cały czas prosiła nas, żebyśmy u niej zostali. Mówiła, że wybudują nam dom. W obwodzie zaporoskim zmarł mój dziadek. Tam go pochowaliśmy. Wkrótce pojechaliśmy na Wołyń».
«W 1944 r. przeniesiono nas do Myronówki (obecnie wieś w rejonie nikopolskim obwodu dniepropietrowskiego – aut.). Była to duża wieś i zaproponowano nam, abyśmy w niej zostali na stałe. Tam chodziłem do szkoły. W 1946 r. nasza rodzina przeniosła się na Wołyń. Chcieliśmy być bliżej Polski, myśleliśmy, że uda nam się wrócić na rodzime ziemie. Tutaj, na Wołyniu, jesteśmy już 80 lat i wciąż nie możemy wrócić do domu» – mówi pan Mykoła.
Na Wołyniu
«Przenieśliśmy się z obwodu dniepropietrowskiego do Zasmyków. Tutaj przez dwa lata chodziłem do szkoły, potem kosiłem siano, żeby pomagać utrzymywać naszą rodzinę. W 1952 r. zostałem powołany do wojska. Służyłem w Leningradzie (dziś Petersburg – aut.) przez trzy lata. Było mi tam dobrze i nawet miałem możliwość zostać, ale postanowiłem wrócić. Potem wyjechałem do pracy do Donbasu, budowałem domy. Mieszkali tam różni ludzie. Wśród nich było wielu Rosjan, a także więźniów. Często dochodziło do chuligaństwa. Pewnego dnia dostałem nawet butelką w nos. Wróciłem z Donbasu na Wołyń w 1957 r.» – wspomina pan Mykoła.
Mykoła Łysak podczas służby wojskowej, lata 50. XX w.
Pani Wira opowiada o przeprowadzce ich rodziny do Zasmyków: «Na początku mieszkaliśmy we wsi Piątki, jak jechać do Rokitnicy (dziś wieś w rejonie kowelskim – aut.). Były tam dobre warunki, piękny ogród. Sąsiedzi mieli stawy i studnie. Mieszkaliśmy pod samym lasem, otaczała nas piękna przyroda. Mieliśmy mały domek, a dziadek Adam planował budowę nowego. Grał na skrzypcach. Pamiętam, że często organizowaliśmy wieczornice. Na kolonii mieszkaliśmy do 1951 r., potem przenieśliśmy się do Zasmyków. Znowu trzeba było rozebrać dom i wyjechać w nowe miejsce. W 1952 r. moja starsza siostra wyszła za mąż i zamieszkała osobno. W 1954 r. poszłam do szkoły w Lubitowie (rejon kowelski – aut.). Jednak rok później moja mama zachorowała, więc opuściłam szkołę, aby pomagać jej w pracach domowych. Miałam 16 lat i musiałam doić 15 krów w kołchozie. Płacili za to grosze. Ale nie byliśmy głodni. Był okres, kiedy w naszym domu mieszkało 17 osób, w tym krewni i po prostu znajomi, którzy nie mieli gdzie spędzić nocy. Codziennie gotowaliśmy duże naczynia z jedzeniem».
Moja rozmówczyni przypomina, że w tym czasie nakładano duże podatki: «Musieliśmy przekazywać mięso, wełnę, jajka i inne produkty. Tych, którzy odmawiali lub nie byli w stanie płacić podatków, zastraszano. Pewnego dnia do ojca przyszedł wójt i zaczął grozić pistoletem. Żądał od ojca zapłacenia ogromnego podatku. Musieliśmy sprzedać krowę, zostaliśmy tylko z cielęciem. Innej kobiecie miażdżono rękę drzwiami, żeby się na ten podatek zgodziła».
Zapytałem, jak traktowała przesiedleńców miejscowa ludność. «Różnie bywało. Byli też tacy, którzy nas straszyli, ale potem opuścili te tereny. Czasami wytykano nam, że przyjechaliśmy na obce ziemie» – mówi pani Wira.
«Pobraliśmy się w 1959 r. Mykoła akurat wrócił z Donbasu. Zarobił trochę pieniędzy. Później zaczęliśmy pracować w kołchozie. Urodziły się nam cztery córki: Olga, Nina, Ałła i Natalia. Dziś mamy pięcioro wnucząt, czternaścioro prawnuków i jednego praprawnuka» – mówi pani Wira.
Wira Łysak z córkami Olgą, Niną, Ałłą i Natalią
Swoją rodzinną wieś po II wojnie światowej odwiedziła tylko raz: «Byliśmy w Polsce w latach 80. Przed wyjazdem wypytywano nas, dokąd jedziemy i dlaczego. Potem musiałam pisać prośby do Łucka, żeby otrzymać pozwolenie na wyjazd do Polski. Chcieliśmy pojechać jeszcze raz, ale już nam się nie udało» – podsumowuje Wira Łysak.
Dziś Mykoła i Wira Łysakowie mieszkają we wsi Zasmyki wraz z córką Olgą. W pobliżu ich domu, podobnie jak dawniej na Chełmszczyźnie, stoją ule, którymi rodzina starannie się opiekuje, kontynuując tradycje przodków.
Mykoła i Wira Łysakowie (2022)
***
Projekt «Rodzinne historie Polaków z obwodu wołyńskiego, rówieńskiego i tarnopolskiego» jest wspierany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2022. Projekt «Polska Platforma Medialna Wschód» jest realizowany przez Fundację Wolność i Demokracja. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Serhij Hładyszuk
Zdjęcia z archiwum rodzinnego Mykoły i Wiry Łysaków