Rodzinne historie: Wspomnienia mamy
Artykuły

Aleksander Karaszewski z Polskiego Centrum Kultury i Edukacji im. prof. Mieczysława Krąpca w Tarnopolu dzieli się wspomnieniami swojej zmarłej matki Stefanii z domu Kupczak o życiu we Francji i na Tarnopolszczyźnie, a także o tragedii mieszkańców Tarnopola podczas walk o miasto w 1944 r.

«Mama urodziła się we Francji»

Wspomnienia Stefanii Karaszewskiej planowaliśmy spisać w 2021 r., ale niestety nie zdążyliśmy –zachorowała, a później zmarła. Jej historię i dzieje jej rodziny opowiedział nam Aleksander Karaszewski, syn pani Stefanii.

«Moja matka, Stefania Karaszewska, pochodziła z rodziny polsko-ukraińskiej. Dziadek Stefan Kupczak urodził się w 1908 r. i był Ukraińcem. Przed ślubem mieszkał we wsi Stary Zbaraż (dziś rejon tarnopolski w obwodzie tarnopolskim – aut.). Babcia Anna Jarzecka c. Jana urodziła się w 1901 r. w Dobrowodach (dziś rejon tarnopolski – aut.) i była Polką.

Dziadek i babcia poznali się w 1929 r. w Zbarażu, dokąd przyjechali do kościoła na jakieś święto. Jakoś babci udało się dziadka oczarować (uśmiecha się – aut.). Później się pobrali. Pewnego razu pojechali w jakiejś sprawie do Tarnopola. Wówczas rekrutowano tam ludzi do pracy we Francji. Dziadek Stefan był dyplomowanym ogrodnikiem, więc postanowił wraz z żoną wyjechać do pracy w innym kraju. W ten sposób moi dziadkowie pod koniec lat 20. XX w. wyjechali do Francji, gdzie mieszkali w pobliżu Lyonu» – mówi pan Aleksander.

O życiu swojej rodziny we Francji w okresie międzywojennym Aleksander Karaszewski opowiada tak: «Dziadek pracował jako ogrodnik u francuskiej rodziny o nazwisku Favier. Dbał o pola, był odpowiedzialny za uprawy. Babcia zajmowała się domem. Dobrze sobie radzili we Francji. Dziadek dostawał dość wysoką pensję. Zawsze mówił, że tamtejsi ludzie mają bardzo dobre wychowanie. Pewnego dnia pojechał rowerem do Lyonu i kupił sobie płaszcz, ale w drodze do domu go zgubił. Kiedy zawrócił i zaczął poszukiwania, zauważył, że ktoś starannie go złożył i położył koło mostu, aby był widoczny. W rodzinie rozmawiali ze sobą po polsku i chodzili do kościoła. Dziadek był osobą wykształconą, oprócz języka ukraińskiego i polskiego znał także francuski i niemiecki. Z kolei babcia była niepiśmienna, a dziadek uczył ją francuskiego.

W 1931 r. we Francji urodziła się moja mama Stefania. Gospodarze, u których dziadek pracował, zostali jej rodzicami chrzestnymi. W połowie lat 30. Dziadkowie postanowili wrócić na Tarnopolszczyznę. Do 1939 r. dziadek korespondował z rodziną Favierów. Wysyłali sobie pozdrowienia, mama otrzymywała prezenty. Z początkiem wojny kontakt między nimi się urwał».

«W połowie lat 30. nasza rodzina osiedliła się we wsi Bajkowce (dziś rejon tarnopolski – aut.). Tutaj dziadek Stefan dostał pracę jako ogrodnik u polskiego gospodarza Friedberga. Babcia nadal opiekowała się domem. Zamieszkali w specjalnych pokojach dla robotników. Obok nich mieszkała rodzina kowala, z którego dziećmi bawiła się i chodziła do szkoły moja mama. Pan Friedberg organizował dla dzieci specjalne kolonie, na których dzieci bawiły się, jadły i rozwijały. W 1939 r. mama ukończyła pierwszą klasę polskiej szkoły w Bajkowcach. Dziadek Stefan martwił się, że nie został przyjęty do Wojska Polskiego, ponieważ był za niski. Pod koniec lat 30. kupił ziemię w Tarnopolu, planował budowę domu, ale zrezygnował z tego pomysłu z powodu wybuchu II wojny światowej» – mówi pan Aleksander.

Stefan i Anna Kupczakowie z córką Stefanią w Tarnopolu, 1938 r.

«W Zagrobeli wszyscy ukrywali się w piwnicach»

«Kiedy w 1939 r. wkroczyły sowieci, majątek pana Friedberga rozkradziono, a dziadek został bez pracy. Samego gospodarza trzymano w areszcie. Później został wypuszczony i zamieszkał w Tarnopolu. Friedberg był dobrym człowiekiem, ludzie pomagali im z żoną jak tylko mogli. Następnie nasza rodzina przeniosła się do Szlachcińców (dziś rejon tarnopolski – aut.), gdzie dziadek dostał pracę w kołchozie. Dziadek i babcia mieszkali w domu po ludziach zesłanych na Syberię» – kontynuuje Aleksander Karaszewski.

Mój rozmówca wspomina sytuację, jaka spotkała jego matkę po przybyciu do Szlachcińców władz niemieckich: «Mama bawiła się z polską dziewczynką Danusią. Pewnego razu do jej rodziny przyjechała niemiecka rodzina z synem. Ten chłopak straszył dzieci z okolicy, bił je. W jakiejś stajni wziął bat i zaczął bić moją mamę. Szybko wyrwała mu z rąk ten bat i wymierzyła w niego kilka ciosów. Później, gdy dorośli usłyszeli płacz niemieckiego chłopca, mama się przestraszyła i pobiegła na bagna, gdzie ukrywała się przed wszystkimi. Sytuacja była napięta. Niemcy zebrali wszystkich mieszkańców wsi i kazali szukać mojej mamy. Znaleźli ją wkrótce. Potem Niemcy aresztowali mojego dziadka i wielu innych mężczyzn. Trzymano ich w jakimś pomieszczeniu. Wójtem Szlachcińców był wówczas pan Dergak. Pojechał do Tarnopola i jakoś załatwił tę sprawę. Wszystkich mężczyzn, w tym dziadka, zwolniono. Potem mama cieszyła się, że rodzice na nią nie krzyczeli. Tylko jedna kobieta wypominała naszej rodzinie tę sytuację, która mogła przerodzić się w prawdziwą tragedię».

«Zimą 1944 r. Niemcy zaczęli wycofywać się ze Szlachcińców. W pobliżu naszego domu było dużo niemieckiego sprzętu wojskowego, więc dziadek postanowił przewieźć rodzinę do Tarnopola. Zamieszkali tam w domu Henryka Lehmanna. Był osobą wykształconą. Miał żonę Polkę, ale Niemcy z jakiegoś powodu uznali, że jego żona i dzieci są Żydami, więc Lehmann został zmuszony do ucieczki. Razem z nim pojechali też moi dziadkowie i mama. Wówczas wojska radzieckie zbliżały się do Tarnopola, a Niemcy się bronili. Z kolei miejscowi mieszkańcy próbowali uciec przed wybuchami pocisków artyleryjskich.

Pan Lehmann najpierw poszedł ze swoją rodziną i rodziną moich dziadków do mostu kolejowego. Później przeszli do kościoła, gdzie przed wybuchami ukrywało się wiele osób. Był tam ksiądz, wszyscy się modlili. Mama opowiadała, że obok niej spadł pocisk. Wtedy Lehmann uznał, że warto iść do Zagrobeli (dawniej wieś, dziś – jedna z dzielnic na obrzeżach Tarnopola – aut.), gdzie miał znajomych. Tam byli przez trzy dni, a potem udali się do innej znajomej starszej kobiety. To cały czas były polskie rodziny.

Podczas potężnych wybuchów w Zagrobeli wszyscy ukrywali się w piwnicach. Gdy wybuchy ustawały, dziadek i pan Lehmann wychodzili z piwnic i próbowali przygotować ludziom jedzenie. Podczas jednego z takich wyjść dziadek Stefan został ranny w nogę. Mama wspominała też, jak poszła razem z panem Lehmannem po wodę do studni i omal nie zginęła od pocisku. Potem było kilka strasznych tygodni czekania w piwnicy, gdzie były też małe dzieci. Mama wspominała o pewnym Wojtusiu, który miał zaledwie rok. Dzieci wszystko rozumiały i nie wymagały od rodziców rzeczy niemożliwych, razem ze wszystkimi czekały na koniec działań wojennych. Kiedy wybuchy ustawały, ludzie zaglądali do innych piwnic i pomagali sobie nawzajem. Walki o Tarnopol zakończyły się 15 kwietnia 1944 r., a eksplozje w Zagrobeli zdarzały się jeszcze przez dwa tygodnie» – mówi pan Aleksander.

W Tarnopolu po wojnie

«Po zakończeniu działań wojennych w Tarnopolu moja matka i dziadkowie wrócili do miasta. Cała ulica, na której mieszkali, została całkowicie rozgrabiona. Dziadka już nie zabierano do armii radzieckiej, ponieważ był ranny. Najpierw leczył się w Szlachcińcach, a potem – w Zbarażu. Przez kilka lat jego noga gniła, a potem z niej wyszło żelazo, które mama zachowała.

Stefania Karaszewska, okres powojenny

W Tarnopolu dziadek zaczął budować dom. Niestety później powiedziano nam, że plan został źle sporządzony, więc budynek zburzono. Ponadto planowano tam wybudować drogę. Zamiast domu dostaliśmy mieszkanie. Mój dziadek zmarł w wieku 85 lat, a babcia – 90 lat» – kontynuuje pan Aleksander.

Stefan Kupczak z córką Stefanią Karaszewską. Prazwdopodobnie lata 80

«Moja mama, Stefania Karaszewska, otrzymała wykształcenie średnie, następnie ukończyła kursy księgowości. Pracowała jako księgowa prawie do emerytury. Jej całkowity staż zawodowy wyniósł 38 lat. Za swoją pracę dostawała dyplomy i nagrody.

Dyplom Stefanii Karaszewskiej za udział w konkursie literackim, 2009 r.

Najpierw mama wyszła za mąż za chłopaka z polskiej rodziny, który miał na imię Włodzimierz. Byli razem tylko kilka miesięcy, następnie się rozwiedli. Na pewien czas mama wróciła do rodziców. Później wyszła za mojego ojca, Jarosława Karaszewskiego s. Semena. Pracował jako kierowca i dostarczał artykuły szkolne do szkół. Myślę, że ojciec też miał polskie korzenie, choć w oficjalnych dokumentach był zapisany jako Ukrainiec. Później moi rodzice się rozwiedli. Ojciec już nie żyje. Od 1994 r. mama była członkinią Polskiego Towarzystwa Kulturalno-Oświatowego Obwodu Tarnopolskiego, które obecnie nosi nazwę Polskie Centrum Kultury i Edukacji im. prof. Mieczysława Krąpca w Tarnopolu. Uczestniczyła w różnych wydarzeniach kulturalnych. W 2009 r. otrzymała dyplom Konsula Generalnego RP we Lwowie za udział w konkursie literackim. Opisała w nim tragedię osób, które przeżyły wojnę w Tarnopolu. Mama zmarła w kwietniu 2022 r.» – opowiada Aleksander Karaszewski.

«Ja się urodziłem w 1961 r. Zdobyłem średnie wykształcenie. Następnie studiowałem w Koledżu Budowlanym. Miałem dobre stopnie, studia mi się podobały. Od wielu lat pracuję w przedsiębiorstwie «WATRA» w Tarnopolu. Przez pewien czas byłem fotoreporterem i robiłem zdjęcia ważnym osobom. Uczestniczyłem w różnych konkursach fotograficznych, robiłem fotoreportaże o dzieciach. Od 15 lat pracuję przy maszynie do obróbki żelaza. W pracy nagradzano mnie odznakami i premiami. Teraz jestem już na emeryturze, ale nadal pracuję. W pracy wśród ludzi jest raźniej. Dopóki mam możliwość i zdrowie, pracuję, chociaż mam problemy z nogą. Podobnie jak moja mama, od połowy lat 90. jestem członkiem Polskiego Centrum Kultury i Edukacji im. prof. Mieczysława Krąpca w Tarnopolu. Staram się brać udział w wydarzeniach organizowanych przez polską społeczność miasta. Uczestniczyłem w szczególności w Narodowym Czytaniu dzieł Adama Mickiewicza» – kończy pan Aleksander.

Aleksander Karaszewski z dziadkiem Stefanem Kupczakiem

***

Projekt «Rodzinne historie Polaków z obwodu wołyńskiego, rówieńskiego i tarnopolskiego» jest wspierany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2021. Projekt «Polska Platforma Medialna Wschód» jest realizowany przez Fundację Wolność i Demokracja. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Serhij Hładyszuk
Zdjęcia z rodzinnego archiwum Aleksandra Karaszewskiego

Powiązane publikacje
Rodzinne historie: Na polskiej ulicy w Malowance
Artykuły
Z Leonidą Borziakową z Łucka, która pochodzi z obwodu chmielnickiego, rozmawialiśmy o życiu jej rodziny na Podolu, Wołyniu i w Kazachstanie, w szczególności o śmierci dziadków na hiszpankę, o członkach rodziny represjonowanych w okresie Imperium Rosyjskiego i ZSRR oraz ocaleniu wujka w 1943 r.
14 marca 2023
Rodzinne historie: Zawsze używaliśmy dwóch kalendarzy
Artykuły
Wiktor Panasiuk jest moim wykładowcą, erudytą, jedną z najbardziej nieprzeciętnych postaci Wydziału Historii Wołyńskiego Uniwersytetu Narodowego im. Łesi Ukrainki. Jego niezwykle ciekawe metody nauczania, uzupełnione przez tolerancję, zawsze przypominały studentom, że nie bez powodu wybrali zawód historyka.
14 lutego 2023
Rodzinne historie: Najstarsza Polka w Łucku
Artykuły
Wanda Rad jest najstarszą członkinią Stowarzyszenia Kultury Polskiej im. Ewy Felińskiej na Wołyniu, do którego należy od założenia organizacji. 7 stycznia obchodziła 97 lat. Od urodzenia mieszka na Starym Mieście w Łucku, niedaleko Zamku Lubarta. W jej domu rozmawialiśmy o międzywojennym Łucku, pracy w Niemczech w czasie II wojny światowej i powojennej adaptacji do pokojowego życia w sowieckich realiach.
10 stycznia 2023
Światło Wolności zapłonęło w Tarnopolu
Wydarzenia
Polskie Centrum Kultury i Edukacji im. prof. Mieczysława Krąpca w Tarnopolu dołączyło do akcji «Zapal Światło Wolności» oddając hołd ofiarom stanu wojennego wprowadzonego w Polsce 41 lat temu.
14 grudnia 2022
Rodzinne historie: Podolscy Mazurzy
Artykuły
Przodkowie Wiktorii Czernieckiej ze Stowarzyszenia Kultury Polskiej im. Ewy Felińskiej na Wołyniu to Mazurzy osiedleni niegdyś na Podolu. Prawie 20 lat temu moja rozmówczyni przeniosła się do Łucka z Szaróweczki w obwodzie chmielnickim, gdzie mieszkało wiele pokoleń jej rodziny. Dziś poznamy rodzinne historie Mazurów z Podola.
13 grudnia 2022
W Tarnopolu poświęcono figurę Matki Bożej z Medjugorie
Wydarzenia
Przy kościele w Tarnopolu postawiono figurę Matki Bożej z Medjugorie. 7 grudnia, w przededniu uroczystości Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, poświęcił ją arcybiskup archidiecezji lwowskiej Kościoła Rzymsko-Katolickiego w Ukrainie Mieczysław Mokrzycki, który przybył na spotkanie opłatkowe z księżmi dekanatu tarnopolskiego.
12 grudnia 2022
Szczątki katolików ze Lwowa pochowano ponownie w Olejowie na Tarnopolszczyźnie
Wydarzenia
We wsi Olejów położonej na terenie Zborowskiej Miejskiej Hromady Terytorialnej w obwodzie tarnopolskim odbył się ponowny pochówek 2 tys. katolików z Cmentarza Stryjskiego we Lwowie, na miejscu którego w czasach radzieckich zbudowano Muzeum Historii Wojsk Przykarpackiego Okręgu Wojskowego.
06 grudnia 2022
Święty Mikołaj zawitał również do Tarnopola
Wydarzenia
4 grudnia Święty Mikołaj odwiedził Polskie Centrum Kultury i Edukacji im. prof. Mieczysława Krąpca w Tarnopolu.
06 grudnia 2022
Rodzinne historie: Rozmowa o Wacławie Herce z Kowla
Artykuły
W 1998 r. w Kowlu powstało Towarzystwo Kultury Polskiej. Jego niezmiennym prezesem do 2017 r. był Wacław Herka, kombatant 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej. W latach 50. wyjechał do Polski, jednak później wrócił do rodzinnego miasta, by zostać tu na zawsze. Rodzinne historie Wacława Herki opowiada nam jego syn Anatolij Herka ze swoją żoną Iryną.
30 listopada 2022