Jaka ma być Ukraina? Każdy wie! Jak kogoś zapytasz, co mu się w Polsce podoba najbardziej, odpowiedź brzmi: czyste ulice i zadbane podwórka, które widać z okien autobusów.
Tym większa była moja złość, kiedy wprowadziłam się do nowego mieszkania na nowym osiedlu, a tam góra śmieci budowlanych w workach wyrosła w trzy dni obok mojej klatki schodowej. Spokojnie – myślę – ktoś robi remont i zaraz zabierze te worki! Mija tydzień. Wracam do domu po zajęciach i każdego dnia obserwuję, jak śmieci budowlane przeradzają się w śmietnisko przy klatce schodowej. A to ktoś puszkę po piwie zostawi, a to butelki po coca-coli. Powiał wiatr i śmieci rozleciały się po całym nowym pięknym osiedlu! «Krew mnie zalała» – jak powiadają Polacy. Śledztwo zajęło mi pół dnia. Uprzejmi z OSBB (ukraiński odpowiednik spółdzielni mieszkaniowej – red.) donieśli mi, który to sąsiad niszczy mi widok swoimi gruzami.
O nie! Wojna! – myślę sobie. Spocona biegnę na ostatnie piętro i wywieszam kartkę na drzwiach sąsiada: «Proszę o zabranie śmieci budowlanych sprzed klatki». Dla niepoznaki podpisałam: «SĄSIEDZI». Wracam z pracy – nie ma dwóch worków! Reszta leży, jak leżała! Wygrałam bitwę, ale wojna jeszcze trwa! Ponieważ jestem córką oficera i nauczycielki, nie wypadało mi pozostawić sprawy niezałatwionej do końca. Spektakularny atak na sąsiada wymyśliłam w kilka minut. Plan był prosty, ale efektowny. Taki jak trzeba, żeby dobrze pokłócić się i pokazać, kto tu ma rację. Postawić na swoim – bez względu na wszystko i wszystkich. Postanowiłam wynosić swoje śmieci pod drzwi sąsiada-nikczemnika! Proceder trwał trzy dni. Eskalacja sąsiedzkiej wojny polsko-ukraińskiej nabierała rozmachu, gdy zadzwonił telefon od mojego ucznia. Sprawy związane z pracą nie były mi teraz w głowie, ale odebrałam. «To tak Polacy załatwiają swoje sprawy?» – słyszę w słuchawce! O Boże! Pan Mikołaj – członek naszej organizacji. Z polskimi korzeniami!
Sąsiedzka wojenka polsko-ukraińska, zmieniła się w polsko-polską na terenie Ukrainy. Niesiona potrzebą sprawiedliwości nie dałam się zaskoczyć! «A to Pana śmieci!» – odkrzyknęłam niby to tonem triumfatora pozostawiając sobie czas na skonstruowanie odpowiedzi! «Ha! Polacy nie muszą załatwiać takich spraw, bo takich nie mają!!!» – trudno, musiałam skłamać, a raczej podać tak zwaną dzisiaj «postprawdę». Wyszło na jaw, że pan Mikołaj swoje worki zabrał. Reszta nie należała do niego.
Minął miesiąc. Widmo konfrontacji z sąsiadem wisiało nade mną, aż wreszcie natknęłam się na niego w osiedlowym sklepiku. Fala wstydu zalała moją twarz. «Dobry wieczór» – powiedział pierwszy. Odpowiedziałam. Wyrzuty sumienia i poczucie pedagogicznej klęski.
Wracam do domu. Dzwoni telefon. W słuchawce słyszę głos «wroga»: «Pani Ewo, zapraszam na «czaszeczku prymyrennia» (na herbatę na znak zawarcia pokoju – red.). Zaproszenie przyjęłam bez wahania. Poszłam do sąsiada (pierwszy raz bez śmieci). Na miejscu okazało się, że mamy takie same kafelki w kuchni, którą też połączył z salonem. I okazało się jedno: «czaszeczka prymyrennia» była słodsza niż zemsta.
Pozdrawiam pana Mikołaja, przepraszam za śmieci, a «zabawy wojenne» zamieniam na dialog i «czaszeczku prymyrennia». Co i Wam rekomenduję.
Ewa MAŃKOWSKA,
Ukraińsko-Polski Sojusz imienia Tomasza Padury
CZYTAJ TAKŻE: