Tego dnia miał przyjść do naszej organizacji Prawdziwy Banderowiec. Mówiła o nim prawicowa prasa polska, grzmiało w Internecie.
Czekanie na niego przypomniało mi czasy dzieciństwa. Tak jak się czekało na Świętego Mikołaja 6 grudnia. Niby wiesz, że on nie istnieje, ale tylu ludzi wokół mówi Ci, że on przyjdzie, że nie możesz zmusić rozumu do uległości. Byliśmy umówieni na 12.30. W organizacji tego przedsięwzięcia wzięło udział wielu znajomych, bo ja osobiście go nie znałam, a na Facebooku miał już tylu fanów, że system odmawiał wysłania zaproszenia. Poza tym, nie jest łatwo się z nim spotkać ot tak (czy jest ich tak mało? czy są zajęci?). A przecież nie może być tak, żeby Laszka z Równego nie poznała Banderowca z Równego. Szczególnie w tak burzliwych czasach, kiedy to przecież warto na wszelki wypadek znać…
Gdzieś słyszałam takie zdanie «Bandera pryjde, poriadok nawede» (pol.: Bandera przyjdzie i zrobi porządek). Więc, nie czekając, porządek zrobiłam sama. A co mi tam ktoś będzie «w gary zaglądał». Szybciutko ogarnęłam biurko, klasę, wytarłam tablice, poprawiłam polskie symbole i ułożyłam pięknie podręczniki do historii na półce. Z drugiej strony «Gość w dom, Bóg w dom»…
Przybył. W ciemnościach korytarza nie dostrzegłam jeszcze jego twarzy. Nie wiedziałam, jak go powitać i trudno mi było w ogóle wymyślić dla niego jakiś protokół dyplomatyczny w Tych czasach. Przedstawiłam siebie i innych oraz zapytałam, czy mówić po ukraińsku czy po polsku (albowiem My Polacy nie gęsi, a swój język mamy! – jak rzekł Mikołaj Rej). «Po ukraińsku» – odrzekł!
Usiedliśmy przy stole (nie okrągłym rzecz jasna!). Rozejrzał się po przybytku. Widać, że mu się spodobało. «Kawu czy czaj ?» – «Kawu». Ok. «Długo Pan gra w zespole muzycznym?» – zapytał mój kolega. Na twarzy jego odmalowało się znudzenie. No dobra. Nie ma na co czekać – «Czy jest Pan Banderowcem?» – zapytałam wprost. Rozsypał cukier do kawy. Miałam wrażanie, że oboje się zawstydziliśmy. Spojrzał na mnie zmieszany.
Uśmiechnął się, jak dzieciak, kiedy zaczęło się o muzyce. Zrozumiałam go. Mówił o polskich zespołach, do których i ja mam słabość. Potem zaczęło się o Polsce. Mówił z sentymentem. Ma tam wielu przyjaciół. Córka uczy się w Warszawie. Jest z niej dumny, że otrzyma solidne wykształcenie. Rozumiem go – sama studiowałam we Francji i wiem, że studia za granicą to szkoła życia. «No to jak? Znielubił Pan Polaków po tym jak nie wpuścili Pana do Polski?» – pytanie ostatniej szansy! «Oczywiście, że nie! Porozmawiajmy o tym, jak się skończy wojna z Rosją. Nie chcę tego nakręcać i robić wokół tego szumu. Taki jest przecież zamysł Trzeciej Siły». Kibice Klubu Polonii Przemyśl, którzy złożyli skargę na niego nie byliby zadowoleni – myślę sobie! Miało być przecież ostro! To co? Nuda taka? Bez prowokacji i obrzucania się oskarżeniami? W naszych czasach spokój i zgoda znużyły się ludowi, a swary pozwalają choć trochę sobie poszumieć krewkim charakterom – to była szansa na solidną konfrontację! A te symbole banderowskie w teledyskach? No są. Jak czerwono-czarna flaga powiewająca przy parku Szewczenki w Równem i nazwa głównej ulicy naszego miasta, zmieniona z «Moskowskiej» na «Bandery» i jak «Śmierć wrogom ojczyzny» na koszulkach młodocianych zbuntowanych Polaków.
Popatrzyłam na «Banderowca». Zobaczyłam Jurija Żurawla z grupy «Ot Vinta» – zwykłego człowieka z pasją, z dystansem do samego siebie, dalekiego od patosu, nietuzinkowego, zbuntowanego, ale rozsądnego. Taki chłopak z zachodniej Ukrainy – kocha «Batkiwszczynę», nie lubi «Moskali», «drużyt» z Polakami.
Przyjrzałam mu się dokładniej. Domniemany Banderowiec okazał się przystojnym Ukraińcem.
Ewa MAŃKOWSKA,
Ukraińsko-Polski Sojusz imienia Tomasza Padury
Rysunek Jurija Żurawla «Bitwa pod Orszą»
CZYTAJ TAKŻE:
STOSUNKI RÓWIEŃSKO-POLSKIE: 10 lAT HISTORII