Cztery lata temu pracownica Urzędu Stanu Cywilnego w Równem wymieniała wszystkie obowiązki wynikające z założenia rodziny i zapytała, czy się zgadzamy na nie, patrząc wyczekująco prosto na mojego męża. Odpowiedział, że tak, więc ja swoją zgodę wyraziłam «sobie a muzom» w sercu (!).
Nasza dwuosobowa unia polsko-ukraińska podpisana została około 8 rano w piątek w 2013 r. Z przyczyn formalnych nie mogliśmy zmienić dnia. A w dniu tym uroczystości ślubne odbywały się obowiązkowo ze skrzypkiem. Boże mój, tylko nie skrzypek na ślubie! Ale skrzypek być musiał, bo piątek to jego dzień pracy i tam gra! Kosztuje dodatkowo 600 hrywien! Zapłacimy 1200, tylko żeby go nie było – błagam. Dobrze. Skrzypka zwolniono, dywan zwinięto. Podpisałam zgodę, że obejdę się bez tłumacza i pismo, że rezygnuję z przeprowadzenia badań na obecność wirusów i bakterii będących przyczyną ewentualnych chorób wenerycznych, schorzeń genetycznych oraz innych patologii natury medycznej, które mogłyby negatywnie wpłynąć na rozwój naszych dwustronnych relacji. Podpis ten był obowiązkową częścią procedury podpisania aktu ślubu. Od tego czasu trwa nasze międzynarodowe partnerstwo: Polska – Ukraina.
Z historii Polski wiadomo, że najtrwalsza unia rozpadła się po przeszło 200 latach (z Litwinami). Jeśli chodzi zaś o małżeństwa międzynarodowe według statystyk – właśnie pary w czwartym i piątym roku po ślubie najbardziej narażone są na rozwód. Według psychologów po czterech latach nadchodzi czas na konflikt kulturowy (który początkowo był powodem wzajemnego zainteresowania) lub znudzenie i niebezpieczeństwo popadnięcia w rutynę. Ale gdzież tam rutyna! Nie w tych burzliwych czasach! Stosunki międzynarodowe z bliskim sąsiadem są zagrożone wszystkim, ale najmniej rutyną.
W historii Polski nie mieliśmy konfliktu tylko z państwami, które znajdują się dalej niż za granicznym szlabanem. Z sąsiadem zawsze żyje się jednak najburzliwiej, a unie jak wiadomo z historii, bywają różne. Unia polsko-węgierska (1440–1444) doprowadziła do bezkrólewia. Unia ze Szwecją (1592–1599) stała się w końcu zarzewiem późniejszych konfliktów między oboma państwami. Dopiero unia polsko-litewska (1569) była podobno wzorem dla Unii Europejskiej, a i ta ostatnia nie jest idealna i właśnie pokonuje kolejny kryzys.
Nasza unia polsko-ukraińska też nie jest prosta. Jak każda wymaga kompromisów (ja kroję warzywa na sałatkę, ale nie obieram ziemniaków) i wspólnego wroga (facet spod dwójki, który nieubłagalnie wierci w ścianie od miesiąca). Każdy z nas chroni swój język ojczysty i obie mowy mają równy status. Tylko w sytuacjach konfliktu lub okresowego ochłodzenia stosunków wykorzystuje się słowa spoza języka dyplomacji i wybiera mowę bez względu na przynależność narodową. Kuchnia oraz dziedzictwo kulinarne podlegają protokołowi dyplomatycznemu. Ja gotuję pomidorową, mój mąż udaje, że mu smakuje. On gotuje barszcz ukraiński, ja kurtuazyjnie spożywam klika łyżek, dyskretnie unikając niezidentyfikowanych kawałków mięsa. Pielmienie jem tylko wtedy, kiedy głód przysłania mi różnice międzynarodowe. Jem wówczas to, co daje mój mąż – Ukrainiec, byle nie paść trupem po 10 godzinach pracy! Mecze oglądamy wspólne tylko wtedy, kiedy biorą w nich udział nasze kraje. Kiedy grała Polska z Ukrainą w piłkę nożną sytuacja była jasna. Oboje siedzieliśmy «na żylecie», ale oczywiście po dwóch stronach domowego stadionu. Bywają też prowokacje. Od czasu do czasu podrzucamy sobie petardy, ale jak to w każdym małżeństwie bywa, po wybuchu następuje okres rozładowania i rewizji stosunków, po czym przechodzi się do kolejnego etapu. Zwalamy też osobie czasem pomniki, a potem budujemy nowe. Możemy sobie bezkarnie nie obchodzić świąt i uniknąć patetycznych ceregieli nie dzieląc się opłatkiem na Boże Narodzenie.
Nasza polsko-ukraińska unia ma jednak wiele zalet i dużo ułatwia. Deklaruję, że nie zmieniłabym jej na żadną inną bez względu na kurs waluty, normy europejskie, nadwyżkę emisji gazów cieplarnianych, powstanie Chmielnickiego i bitwę pod Żółtymi Wodami oraz zwycięstwo Kliczki nad Adamkiem przez techniczny nokaut w 2011 r. Razem przemieszkaliśmy trzy lata na ulicy Stepana Bandery i jakby trzeba było to zamieszkalibyśmy na ulicy Żołnierzy Wyklętych. A niech tam! Byleby razem!
Ewa MAŃKOWSKA,
Ukraińsko-Polski Sojusz imienia Tomasza Padury
CZYTAJ TAKŻE:
STOSUNKI RÓWIEŃSKO-POLSKIE: 10 LAT HISTORII
STOSUNKI RÓWIEŃSKO-POLSKIE: ODWILŻ
STOSUNKI RÓWIEŃSKO-POLSKIE: CZAS ZEMSTY
STOSUNKI RÓWIEŃSKO-POLSKIE: DOMNIEMANY BANDEROWIEC
STOSUNKI RÓWIEŃSKO-POLSKIE: NIEWIDZIALNE GRANICE
STOSUNKI RÓWIEŃSKO-POLSKIE: KTO TY JESTEŚ? POLAK STARY
STOSUNKI RÓWIEŃSKO-POLSKIE: SHOW-DYKTANDO «PO POLSKIEMU»
STOSUNKI RÓWIEŃSKO-POLSKIE: NA GRANICY (PRAWA)
STOSUNKI RÓWIEŃSKO-POLSKIE: PRAWDZIWIE BEZ WIZ!
STOSUNKI RÓWIEŃSKO-POLSKIE: DWA MIESIĄCE WOLNEGO
STOSUNKI RÓWIEŃSKO-POLSKIE: ORGAZM NA GRANICY
STOSUNKI RÓWIEŃSKO-POLSKIE: WRÓCIĆ CZY NIE WRÓCIĆ… OTO JEST PYTANIE!