W centrum Kamienia Koszyrskiego, niedaleko siedziby Rady Miejskiej, spotykam Ludmiłę Arseniuk, która kiedyś pracowała tu na różnych stanowiskach administracyjnych. Dziś jest najaktywniejszą przedstawicielką polskiej społeczności miasta.
W ostatnich dziesięcioleciach to pani Ludmiła opiekowała się zabytkami sakralnymi pozostawionymi przez wspólnotę rzymskokatolicką z Kamienia Koszyrskiego i okolicznych wsi, która przed II wojną światową liczyła około 1600 osób.
Przeprowadzka do Aleksiejówki
«Swoich dziadków nie pamiętam. Ojciec, Michał Kawałek s. Walentego, urodził się w 1893 r. w kolonii Wola Pawłowska w guberni radomskiej Imperium Rosyjskiego (obecnie powiat lipski w województwie mazowieckim), a matka, Aniela Wójcicka c. Adama, – w 1908 r. w pobliskiej wsi Ciszyca Dolna. Prawdopodobnie mój ojciec służył w wojsku, ale nie mam na ten temat szczegółowych informacji. Po odrodzeniu się polskiej państwowości brat mojego ojca, Franek, przeniósł się w latach 20. do wsi Aleksiejówka położonej na obrzeżach Kamienia Koszyrskiego. Ożenił się z miejscową Ukrainką Anastazją. Wujek zapraszał tu także mojego ojca. Rodzice pobrali się w 1931 r. w powiecie radomskim. Żyli dość biednie. Z tego powodu odważyli się, by opuścić rodzinne strony i przenieść się do Aleksiejówki w poszukiwaniu lepszego losu» – opowiada pani Ludmiła.
«Ojciec pracował jako budowniczy w Kamieniu Koszyrskim, Kowlu, Lubieszowie, a matka prowadziła gospodarstwo domowe w Aleksiejówce. Znajomy mojego ojca Wasyl Derewianczuk sprzedał rodzicom kawałek ziemi, na którym zbudowali mały domek z jednym pokojem i kuchnią. Obory nie było, ale przeżyli dzięki małemu ogrodowi» – kontynuuje moja rozmówczyni.
«W Aleksiejówce mieszkali tylko Polacy?» – pytam. «Przeważnie tak. Było tu siedem rodzin polskich, a także mieszane polsko-ukraińskie. Żydzi z kolei mieszkali w Kamieniu Koszyrskim» – odpowiada Ludmiła Arseniuk.
«W 1933 r. urodził się mój starszy brat Gienek. Dwa lata później – jeszcze jeden brat Lutosław, w wieku dwóch lat utonął w Aleksiejówce. Niestety na cmentarzu nie zachował się jego grób. W 1938 r. urodziła się moja starsza siostra Danuta. Ja urodziłam się w 1939 r., kilka miesięcy przed II wojną światową. W rodzinie mówili na mnie Lucyna, ale w sowieckich dokumentach zapisali jako Ludmiłę. Wszyscy zostaliśmy ochrzczeni w kościele dominikanów w Kamieniu Koszyrskim. Po wojnie, w 1951 r., urodził się młodszy brat Zdzisław. Rodzice ochrzcili go w kościele w Łucku» – wspomina pani Ludmiła.
Gienek i Lutosław, bracia Ludmiły Arseniuk, połowa lat 30. XX w.
Uratował nas sąsiad Ukrainiec
«Podczas wojny było nam bardzo ciężko. Byliśmy prześladowani przez część miejscowych Ukraińców radykalnie nastawionych przeciwko Polakom. Ze względu na to, że moi rodzice byli wobec wszystkich przyjaźni, nasi sąsiedzi bronili nas i ratowali przed masakrami. Bez nich dawno leżelibyśmy w ziemi» – opowiada Ludmiła Arseniuk.
«Pewnego razu na nasze podwórko przyszli ukraińscy nacjonaliści, wyprowadzili mojego ojca z domu i postawili go przy brzozie, by go rozstrzelać. Nasz dom przeszukali, zabrali nam żelazko, czapki, talerze i inne naczynia. My z bratem i siostrą wybiegliśmy do taty i zaczęliśmy płakać. Uratował nas sąsiad, Ukrainiec Adam Derewianczuk. Jego dom znajdował się naprzeciwko naszego w Aleksiejówce. Jakoś dogadał się z oprawcami i tata przeżył. Ojciec zaprzyjaźnił się z Adamem Derewianczukiem jeszcze przed wojną, był także ojcem chrzestnym wszystkich dzieci w naszej rodzinie, również moim.
Prześladowali nas miejscowi chłopcy z okolicznych chutorów. Znam ich wszystkich, ale nie chcę wymieniać. Tworzyli bandy, które atakowały ludność polską. W Aleksiejówce niedaleko nas mieszkała Łotyszka Bronia – żona Ukraińca Fedora, który stał na czele jednej z tych band. To Bronia ostrzegła nas przed niebezpieczeństwem, bo jej mąż wygadał się, że Kawałków, czyli nas, wkrótce nie będzie wśród żywych. Poprosiliśmy o pomoc brata naszego ojca, Franka, który polecił swojemu synowi Stefanowi wywieźć nas na wozie z Aleksiejówki do Hołobów Małych, jak najdalej od niebezpieczeństwa. W nocy opuściliśmy dom i wróciliśmy dopiero po zakończeniu II wojny światowej» – wspomina pani Ludmiła.
Wśród dokumentów w jej rodzinnym archiwum zachowało się zaświadczenie komisji lekarskiej Armii Polskiej w ZSRR z 1944 r. o niezdolności Michała Kawałka do służby wojskowej ze względu na stan zdrowia. Miał problemy z płucami, dlatego w czasie wojny nie został powołany do wojska.
Zaświadczenie komisji poborowej Armii Polskiej w ZSRR, 1944 r.
Zostaliśmy na Ukrainie
«Po II wojnie światowej prawie wszyscy Polacy z Aleksiejówki wyjechali do Polski. Zostaliśmy tylko my i rodzina Horbaczewskich. Wujek Franek, który wcześniej przeniósł się do Polski, powiedział nam w 1951 r., że kwestia mieszkaniowa nie została jeszcze załatwiona, i zalecił, abyśmy jeszcze przez jakiś czas zostali w Aleksiejówce. Potem rodzice poszli do pracy w kołchozie: ojciec jako stajenny, a matka jako ogniwowa.
. Matka Ludmiły Arseniuk Aniela (w czarnej sukience), małe Danuta i Ludmiła z krewnymi, ok. lat 40. XX w.
Druga okazja do wyjazdu do Polski przydarzyła się w 1956 r. Zebraliśmy wszystkie potrzebne dokumenty, pakowaliśmy rzeczy, ja nawet porzuciłam studia w instytucie. Jednak w tym czasie mój brat Gienek służył w Kaliningradzie i nie pozwolono mu, by jechał z nami do Polski. Ojciec postanowił, że bez niego nie pojedziemy. Zostaliśmy więc na Ukrainie, a potem już nie było możliwości wyjazdu» – wspomina Ludmiła Arseniuk.
Jak zaznacza, do 1956 r. wszyscy domownicy rozmawiali po polsku: «Tata jednak do swojej śmierci w 1980 r. rozmawiał w domu po polsku używając pojedynczych słów ukraińskich. Mama częściej mówiła po ukraińsku. Również zmarła w 1980 r. Na początku obchodziliśmy tylko święta katolickie, ale po wojnie zaczęliśmy również obchodzić święta prawosławne. Zapraszaliśmy przyjaciół i sąsiadów. Szczególnie blisko byliśmy z Horbaczewskimi, którzy też nie wyjechali do Polski. Byliśmy z nimi jak jedna rodzina».
Kościół i życie powojenne
«Jaki był los kościoła w Kamieniu Koszyrskim?» – pytam. «W okresie międzywojennym mieliśmy liczną społeczność rzymskokatolicką, po wojnie wielu Polaków wyjechało do Polski, a kościół zaczął podupadać przez działania władz sowieckich. Niektórzy ludzie wynieśli naczynia liturgiczne i nadal przechowują je w swoich domach. W kościele urządzono zakład obróbki drewna, a sąsiednią kaplicę klasztoru dominikanów wykorzystywano do celów gospodarczych. Później świątynia została jeszcze bardziej uszkodzona przez pożar na początku lat 70. XX w. Po nim w pomieszczeniu urządzono zakład cukierniczy. Przez pewien czas kościół był własnością Wołyńskiego Obwodowego Związku Konsumenckiego, a dziś został wykupiony przez Radę Rejonową z zamiarem urządzenia w nim Koszyrskiego Muzeum Krajoznawczego.
Na początku lat 90. XX w. zaczęłam zbierać podpisy Polaków, którzy pozostali w naszym regionie, aby zorganizować wspólnotę rzymskokatolicką. Następnie udałam się do Lubieszowa do księdza Jana Mucharskiego. Skierował nas do księdza Rogera Mularczyka. Pierwsze nabożeństwo odbyło się w domu mojego brata Zdzisława. Jego żona była prawosławną Ukrainką. Część społeczności nie chciała jednak modlić się w ich domu. Uzyskałam więc pozwolenie od przewodniczącego rejonowej administracji państwowej na odprawianie nabożeństw w moim domu w Kamieniu Koszyrskim. Następnie dzięki staraniom naszej rodziny i księdza Zygmunta Majchera udało nam się zbudować kaplicę. W 2000 r. nasza wspólnota wybudowała plebanię, w której dziś odbywają się różne wydarzenia kulturalne i religijne. W 2005 r. poświęcono nowy kościół Świętych Archaniołów Michała i Antoniego w pobliżu ruin kościoła dominikańskiego» – wspomina pani Ludmiła.
Kaplica klasztoru dominikanów z połowy XVII w. oraz kościół świętych Archaniołów Michała i Antoniego poświęcony w 2005 r. Zdjęcie pochodzi z książki Natalii Paś «Koszyrskie Polesie. Z historii kraju». Łuck : Wołyńska Drukarnia, 2021, s. 155
Opowiadając o swoim własnym życiu, mówi: «Najpierw uczyłam się w szkole w Aleksiejówce, a w starszych klasach w Kamieniu Koszyrskim. W 1956 r. wstąpiłam na Wydział Geograficzny Łuckiego Państwowego Instytutu Pedagogicznego, gdzie studiowałam tylko przez dwa miesiące. Przygotowywaliśmy się do wyjazdu do Polski, więc zrezygnowałam ze studiów. Później pracowałam w banku w Kamieniu Koszyrskim, w bibliotekach w Rudce i Berezowiczach. Od dziecka uprawiałam sport, dlatego postanowiłam rozpocząć naukę na kierunku «Wychowanie Fizyczne» we Włodzimiersko-Wołyńskiej Szkole Pedagogicznej, którą ukończyłam w 1960 r. Przydzielono mnie do pracy w innym obwodzie, ale zostałam na Wołyniu. Później podjęłam studia zaoczne w Krzemienieckim Instytucie Nauczycielskim, ale ukończyłam tylko trzy lata, ponieważ wyszłam za mąż».
«Swojego męża Mykołę poznałam na zawodach w Charkowie. Uprawiał boks i piłkę nożną. Urodził się w 1941 r. w Kijowie, dorastał w domu dziecka, gdzie dostał nazwisko Arseniuk. Po ślubie zamieszkaliśmy w Kijowie, gdzie w 1964 r. urodził się nasz starszy syn Oleg. Nie mieliśmy własnego mieszkania, więc postanowiliśmy wrócić do Kamienia Koszyrskiego. Tutaj w 1972 r. urodził się młodszy syn Wiktor. Pracowałam w Radzie Miejskiej Kamienia Koszyrskiego, a później jako kierowniczka wydziału ogólnego w Rejonowym Komitecie Wykonawczym. Także przez pewien czas zajmowałam stanowisko kierowniczki ds. religijnych. Dzięki tej pozycji mogłam odwiedzić wszystkie okoliczne świątynie. Mykoła był dobrym spawaczem, dostaliśmy więc mieszkanie, a w 1981 r. przeprowadziliśmy się do innego, również w Kamieniu Koszyrskim, w którym mieszkam do teraz. Mąż zmarł w 2019 r.
Ludmiła Arseniuk z mężem Mykołą, lata 60. XX w.
Mój najstarszy brat Gienek został w Aleksiejówce. Ożenił się z wysiedloną ze wschodniej Polski Ukrainką. Pracował jako kierowca, prowadził gospodarstwo. Siostra Danuta była sprzątaczką w szkole, cierpiała na skoliozę, pracowała w gospodarstwach innych ludzi. Zmarła w 2018 r. Pozostał tylko najmłodszy brat Zdzisław. Sąsiedzi mówią do niego Sławik. Również pracował jako kierowca i prowadził gospodarstwo» – opowiada moja rozmówczyni.
Teraz Ludmiła Arseniuk mieszka w Kamieniu Koszyrskim, tęskni za siostrą i mężem, którzy już odeszli. Czasami choruje. Być może jest to skutek częstych wizyt w Czarnobylu, ponieważ w latach 80. pani Ludmiła pracowała również jako zastępca naczelnego lekarza Służby Medycznej Obrony Cywilnej w Kamieniu Koszyrskim i musiała odwiedzać skażone tereny.
Ludmiła Arseniuk, lipiec 2021 r.
Mimo wszystko pani Ludmiła stara się codziennie ćwiczyć i nie traci optymizmu. To ona wraz z nieżyjącym już mężem Mikołajem, od czasu wznowienia działalności wspólnoty rzymskokatolickiej, przez długi czas pilnowała porządku w kościele, na plebanii oraz w kaplicy klasztoru dominikanów. Dziś kontynuuje tę pracę i pozostaje najaktywniejszą przedstawicielką polskiej społeczności Kamienia Koszyrskiego.
Ruiny dawnego kościoła dominikanów w Kamieniu Koszyrskim, lipiec 2021 r.
Wspólnota rzymskokatolicka Kamienia Koszyrskiego, początek XXI w. Zdjęcie pochodzi z książki Natalii Paś «Koszyrskie Polesie. Z historii kraju». Łuck : Wołyńska Drukarnia, 2021, s. 156
***
Projekt «Rodzinne historie Polaków z obwodu wołyńskiego, rówieńskiego i tarnopolskiego» jest wspierany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2021. Projekt «Polska Platforma Medialna Wschód» jest realizowany przez Fundację Wolność i Demokracja. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Serhij HŁADYSZUK
CZYTAJ TAKŻE:
RODZINNE HISTORIE: ŻYTOMIERSKIE KORZENIE ALINY ŁUCKIEWICZ
RODZINNE HISTORIE: NA POGRANICZU POLSKO-RADZIECKIM
RODZINNE HISTORIE: ABY NASZA WIARA PRZETRWAŁA
RODZINNE HISTORIE: TARNOPOL STANISŁAWY DĄBROWSKIEJ
RODZINNE HISTORIE: SPOD WŁODAWY DO ALEKSIEJÓWKI