To już taka, cytując klasykę, świecka tradycja, że wraz z nadchodzącym Nowym Rokiem ludzkość, a przynajmniej jej spora część, podejmuje różnorodne wyzwania, postanowienia tudzież inne mniej lub bardziej rozsądne decyzje.
Święta zbliżają się milowymi krokami. To szczególny okres w życiu każdego przeciętnego zjadacza chleba. Nawet jeśli kiedyś tam złożyliśmy sami przed sobą przyrzeczenie, że już nigdy nie damy się uwieść temu świątecznemu szaleństwu, to i tak w następnym roku, wraz z całą rzeszą innych, podobnych nam obywateli, poddajemy się w końcu bez reszty aurze dzwoneczków, aniołków, choineczek, Mikołajów i oczywiście przygotowań do nadchodzących dni, tak przecież uroczystych.
W sny wierzyły nasze babki i prababki oraz ich mężowie, choć za żadne skarby świata do tego by się nie przyznali. Po poradę astrologów, wróżbitów a także tych, co na snach i różnych tajemnych symbolach się znają, sięgały koronowane głowy tudzież i zwykli zjadacze chleba od takich praktyk nie stronili.
Jakiś czas temu obiło mi się o uszy, że warto byłoby, tak trochę na poważnie, trochę na niby, zająć się medycyną, a właściwie słownikiem medycznym, którego zawartość z wielkim zaangażowaniem stosowana jest przez szeroką publiczność przy każdej nadarzającej się okazji. Od bólu zęba lub gardła, a na odciskach na małym palcu lewej stopy skończywszy.
Ilekroć myślę o towarzyskich spotkaniach, takich z rodziną, przyjaciółmi albo najlepszymi sąsiadami, zawsze przypomina mi się Andrzej Sikorowski i grupa «Pod Budą».
Mam pewnego bardzo zacnego znajomego, który od wielu lat znacznie więcej światu daje niż od niego otrzymuje. Zawsze myślę o nim z niekłamanym podziwem i mówię (mu), że jest dobry jak chleb z masłem. On ciągle na te słowa czerwieni się jak burak, ni to ze wstydu, ni to z zażenowania i dziwi się też troszkę, że jego normalność oraz empatia są czymś wyjątkowym a nadzwyczajnym w dzisiejszym świecie.
Kto nie doświadczył w swoim życiu kontaktu z damskimi torebkami, ten pojęcia nie ma żadnego na temat metafizyki, z pozoru tylko, banalnych przedmiotów jakimi rzeczy owe, dla niewtajemniczonych, wydawać by się mogły.
W każdym tygodniu nadchodzi taki jeden z niecierpliwością wyczekiwany dzień, w którym radośnie chwytamy w rękę odkurzacz, ścierkę, mopa oraz wszelkie inne możliwe środki czystości i z ochotą zabieramy się do sprzątania.
To była niewielka, niepozorna książeczka, wydana na zwykłym papierze i na pierwszy rzut oka niczym nie odróżniająca się od wielu jej podobnych. Autora niestety nie pamiętam. Tym, co czyniło ją szczególną był rok wydania, 1927 i tytuł: «Savoir-vivre dla każdego».
Wraz z upływem czasu i pojawiającym się szronem na skroniach zapadamy coraz częściej na powszechną dolegliwość zwaną kurzą pamięcią i zaczynamy na własne życie patrzeć przez różowe okulary, a lata dawno minione postrzegamy tylko w jasnych barwach.